Eliksir przeciw bólowy
Hermiona spędziła kilka następnych dni na ciągłym przeglądaniu notatek profesora Snape’a. Była zaskoczona, kiedy odkryła, że klątwa Cruciatus wywołała u niego nieodwracalne zmiany w układzie nerwowym. Ponieważ klątwa ta zwiększa odczuwalność bólu, nerwy po pewnym czasie zaczynają zanikać, a całe ciało co jakiś czas odczuwa ból taki, jak przy Cruciatusie. W notatkach przeczytała także, że ból jest teraz tysiące razy silniejszy, niż wtedy, kiedy profesor znajdował się pod działaniem zaklęcia. Jest teraz tak silny, że powoduje utratę przytomności – coś, co nigdy wcześniej się nie zdarzało, kiedy Czarny Pan rzucał na niego tę klątwę. Im dłużej czytała, tym lepiej zaczynała rozumieć, że eliksir, który profesor Snape próbuje uwarzyć ma nie tylko na celu złagodzić efekty klątwy, ale także odbudować jego zniszczone nerwy.
Dziewczyna skierowała się do Działu Ksiąg Zakazanych, zdecydowana pomóc Snape’owi. Nawet to, że go nie lubiła nie mogło jej przeszkodzić postanowieniu. Zamierzała zrobić wszystko co mogła, by mu pomóc. Może i nie umiała uwarzyć eliksiru, który odbudowałby jego nerwy, ale na pewno mogła pomóc w pracach badawczych albo mogła sporządzić jakiś wystarczająco silny środek przeciwbólowy. Wiedząc, że Snape za nic w świecie nie pozwoliłby sobie pomóc, pozostało jej tylko jedno: musiała dostanić jak największą ilość szlabanów. Tylko wtedy mogła monitorować jego postępów.
Nadeszła kolejna lekcja eliksirów. Snape wyglądał tak źle jak zawsze i był tak samo wściekły. Hermiona czekała, aż profesor sprawdzi obecność. Chciała sprawdzić czy nadal ją ignoruje. Kiedy ominął jej nazwisko, uśmiechnęła się do siebie, wiedząc, że już niedługo dostanie następny szlaban.
Kiedy przechodził między ławkami, prowadząc lekcję i zastraszając uczniów, Hermiona podniosła rękę i szybko odezwała się, zanim zdążył ją zignorować:
- Severusie, jak masz na drugie imię?
Klasa parsknęła śmiechem, kiedy profesor zatrzymał się i rzucił dziewczynie swoje niesławne spojrzenie, po czym tylko prychnął i kontynuował dalej lekcję.
- Hmmm... Interesujące. Nie wiedziałam, że jest takie imię, jak pfff. Severus pfff Snape. Jak się pisze pfff, profesorze?
Klasa śmiała się do rozpuku, dopóki Snape krzyknął „CISZA!”. Dalej kontynuował prowadzenie lekcji, nadal ignorując Hermionę, która wciąż uśmiechała się pod nosem. Gdy Snape odwrócił się do niej plecami, wyciągnęła ze swojej torby książkę i przesiadła się o jedno miejsce do przodu.
- Hermiona! – syknął Harry, ale ona tylko machnęła na niego ręką.
Kiedy Snape odwrócił się do niej plecami, przesiadła się o kolejne miejsce do przodu. Kilka osób siedzących z tyłu klasy chichotało cicho, ale profesor nie zorientował się, co się dzieje, gdyż uparcie nie patrzył na Hermionę, ignorując ją. Dziewczyna dotarła w końcu do ławki w pierwszym rzędzie, siadając na pustych miejscach, bądź zamieniając się po drodze miejscami z innymi.
Snape stał właśnie między ostatnimi ławkami, kiedy zorientował się, że Hermiona znikła.
„Gdzie ona jest?” - pomyślał, rozglądając się ostrożnie po sali. W końcu dostrzegł ją w pierwszej ławce. Podszedł do niej szybko i stanął tuż przed dziewczyną.
- Co ty wyprawiasz? – wysyczał, rzucając w jej stronę groźne spojrzenie.
- Chciałam osobiście przekazać panu kopię biografii Gilderoya Lockharta, z autografem, o który pan profesor prosił – odpowiedziała, brzmiąc tak szczerze, jak tylko mogła, podając mu książkę.
- Gryffindor trafi pięćdziesiąt punktów, a pani ma szlaban – powiedział.
- Dzisiaj?
- O ósmej!
Uśmiechnęła się.
Tego wieczoru na szlabanie Hermiona uwarzyła kilka eliksirów dla pani Pomfrey, gdyż Snape był zbyt zajęty swoim eliksirem. Dziewczyna zauważyła, że jego ruchy nie były tak precyzyjne, jak kiedyś, co utwierdziło ją jeszcze bardziej w postanowieniu, że musi pomóc mu znaleźć lek.
Ostrożnie obserwowała jego ruchy, kiedy warzył eliksir, zapamiętując wszystko, by móc to później powtórzyć w swoim własnym pokoju. Kiedy wyszedł na krótko z lochów, skopiowała szybko jego notatki, próbując zostawić wszystko tak, jak było. Skończyła warzyć eliksiry, posprzątała na swoim stanowisku i wyszła, nie zamieniając z nim ani jednego słowa przez cały wieczór.
***
- Hermiono – powiedział Harry pewnego dnia, kiedy jedli śniadanie w Wielkiej Sali. – Co się z tobą dzieje?
- Zachowujesz się tak, jak ludzie oczekują, że ja i Harry będziemy się zachowywać – dodał Ron.
- Ufacie mi? – zapytała.
- Cóż... Zazwyczaj tak, ale twoje zachowanie od niedawna... – zaczął Harry, ale dziewczyna mu przerwała.
- Nie licząc mojego zachowania na eliksirach – ufacie mi? – powtórzyła, a jej głos przybrał bardziej poważną barwę.
- Tak – powiedzieli jednocześnie.
- To dobrze. Potrzebuję waszego zaufania. Nie mogę wam teraz wszystkiego wytłumaczyć, ale mogę wam wyjawić, że kiedy próbuję wpakować się w kłopoty, to dlatego, że chcę dostać szlaban.
- O-oszalałaś? – wyjąkał Ron.
- Może, ale... – Tak bardzo chciała im powiedzieć, gdyż zawsze byli szczerzy wobec siebie. – Proszę, po prostu mi zaufajcie.
- Okej, Hermiona – rzekł Harry. – Ufamy ci, prawda Ron? – Ron przytaknął krótko. – Ale jeżeli wpakujesz się w coś poważnego, to przestaniesz, dobra?
- Jasne. – Uśmiechnęła się.
- Yyy... Hermiona – zaczął Ron. – Jak będziesz próbowała dostać szlaban, to czy możemy ci w tym pomóc?
- Jasne, tylko musicie uważać, żeby samemu nie znaleźć się na szlabanie.
***
Hermiona specjalnie unikała szlabanów przez dwa tygodnie, ponieważ musiała się skupić nad swoimi eliksirami – rekonstruującym nerwy oraz środkiem przeciwbólowym. Robiąc porządki w szafce z ingrediencjami, udało jej się pożyczyć kilku potrzebnych składników.
Tworzenie środka przeciwbólowego postępowało zgodnie z planem, ale musiała się skupić na tym, by zwiększyć działanie specyfiku, tak, by nie czynić odrętwiałymi miejsc, na które zostanie zaaplikowany. Ponieważ Snape był mistrzem eliksirów, polegał w większości na swoim zmyśle dotyku, kiedy przygotowywał ingrediencje potrzebne do warzenia mikstur.
Pod koniec drugiego tygodnia wolnego od szlabanów Hermiona stwierdziła, że środek przeciwbólowy jest już gotowy. Ale zaskoczyło ją, że to, co miało być eliksirem, przybrało formę balsamu, który trzeba zaaplikować na obolałe miejsce. Przelała trochę specyfiku do słoika, zamknęła go szczelnie, włożyła do swojej szkolnej torby i poszła na podwójne eliksiry z myślą, że dziś powinna dostać szlaban.
Dziewczyna przyszła wcześniej i usiadła na krześle nauczyciela. Uczniowie przebywający w klasie uśmiechnęli się i oczekiwali z niecierpliwością dzisiejszej rozrywki.
Kiedy profesor wszedł do klasy, Hermiona szybko stanęła na jego krześle i ogłosiła:
- Oto przed państwem człowiek, który nie tylko jest strasznie inteligentny, posiada niewiarygodne poczucie humoru, ale także człowiek, który potrafi śpiewać! Dawaj czadu, Seviś! – Po czym zaczęła klaskać i gwizdać, ale profesor zignorował ją, podchodząc, jakby nigdy nic, na swoje zwykłe miejsce z przodu klasy.
Uczniowie patrzyli oniemiali na swojego nauczyciela tak, jakby oczekiwali od niego, że naprawdę zaraz zaśpiewa. Jednak on tylko odwrócił się przodem i rozpoczął kolejną lekcję.
- No cóż, to rozczarowujące – powiedziała dziewczyna, chwytając swoją torbę i oddalając się w kierunku ostatnich ławek. – W ten sposób nigdy nie zostaniesz wielką gwiazdą! – ostrzegła go i usiadła na swoim miejscu.
Snape zaczął głębokim głosem:
- Dzisiaj zaczniemy warzyć eliksir leczniczy...
- Niech pan zapomni o eliksirach leczniczych! Uwięźmy w butelce trochę sławy! – krzyknęła Hermiona, przerywając mu, ale profesor, jakby nigdy nic, kontynuował dalej:
- ... do sporządzenia którego potrzebować będziemy skórki boomslanga. Zanim uwarzycie ten eliksir, musicie najpierw zrozumieć i mieć wzgląd na jego właściwości... – Lekcja trwała dalej.
Po czterdziestu minutach wykładu, do sali wleciała Hedwiga, niosąc duży zwój pergaminu. Podleciała do biurka Snape’a i upuściła pakunek. Harry skrzywił się, wiedząc, że profesor rozpozna jego sowę. Hermiona zapytała wcześniej czy może ją pożyczyć, ale nie chciała powiedzieć po co.
Profesor podejrzliwie spoglądał na zwój, podczas gdy ten rozwinął się ukazując jakieś dwieście stóp zapisanego pergaminu. Zerkając na pierwszą linijkę tekstu, przeczytał:
Moje wakacyjne przygody, napisane przez Hermionę Granger.
Z dedykacją dla Severusa pfff Snape’a
Wraz z machnięciem różdżki, rolka zniknęła w płomieniach, a on sam zajął się na nowo kontynuowaniem lekcji.
Dziewczynie zaczynały kończyć się już pomysły, a klasa szykowała się już do wyjścia. Nabrała powietrza głęboko w płuca, podbiegła do Snape’a i przytuliła go mocno. Klasie zaparło dech ze zdziwienia, podczas gdy profesor próbował uwolnić się z uścisku.
- Doszłam do wniosku, że nie był pan dość często przytulany w dzieciństwie – powiedziała, puszczając oko.
- Gryffindor traci pięćdziesiąt punktów, a pani ma szlaban – powiedział.
- Dzisiaj?
- O ósmej!
Uśmiechnęła się, gdy odtańczyła już przed klasą taniec zadowolonych kanibali.
Zaraz po tym przyszli Ron i Harry.
- Nie mogę uwierzyć, że go przytuliłaś! – fuknął rudzielec. – To było po prostu niesmaczne.
- Oj, zamknij się, Ron – warknęła. – Powiedziałeś, że mi ufasz.
- Przepraszam – odpowiedział.
- No, no, no... Granger ma chłopaka! – zaszydził Draco, który czekał aż dziewczyna opuści lochy. Nie będzie przecież jej dokuczał na obszarze zasięgu słuchowego Snape’a.
- Odwal się, Malfoy! – warknął rudzielec.
- Ooooj, Weasley jest zazdrosny – zadrwił Ślizgon.
- Malfoy, trzymaj się ode mnie z daleka albo pożałujesz – ostrzegła go Hermiona, ale blondyn jej nie słuchał, kontynuując.
- No co jest, Granger? Dwóch Gryfonów ci nie wystarczało i musiałaś się zabrać za opiekuna Slytherinu? – wysyczał Draco.
Hermiona i jej dwóch przyjaciół wyciągnęło różdżki kierując je w stronę blondyna i jego dwóch nieodłącznych goryli. W czasie gdy Malfoy i Goyle uczynili to samo, Crabbe nadal szukał swojej.
- Co się tutaj dzieje? – zapytała profesor McGonagall, która, tak się złożyło, szła właśnie w stronę Wielkiej Sali. Nim ktokolwiek zdołał się odezwać, mówiła dalej. – Schowajcie różdżki i w tej chwili wszyscy marsz do swoich pokoi wspólnych!
Cała szóstka rozeszła się natychmiast, wiedząc lepiej niż się z nią wykłócać. Ron gotował się ze złości, kiedy cała trójka dotarła do wieży Gryffindoru.
- Tak bardzo chciałem w niego czymś rzucić! – wysyczał.
- Nie martw się, Ron – Hermiona uśmiechnęła się do niego. – Będziesz miał okazję się na nim odegrać. Wszyscy będziemy, ale musisz poczekać do następnych Eliksirów.
Rudzielec uspokoił się w końcu na tyle, by móc przystać na jej warunki.
***
Tego wieczoru na szlabanie, Hermiona porządkowała całą prywatną bibliotekę Snape’a. Ponieważ szukał jakiegoś rozwiązania dotyczącego jego eliksiru, powyciągał prawie wszystkie książki i nie poodkładał ich na miejsce.
Nagle kątem oka zauważyła, ze profesor osunął się na kolana trzymając się za lewą rękę. Podbiegła szybko do swojej szkolnej torby, wyciągnęła z niej słoik z balsamem i wróciła do niego. Jego ręka trzęsła się we własnym uścisku, a ból był widoczny na jego twarzy. Otworzyła słoik i wzięła pełną garść specyfiku, przyklękając obok. Szybko wtarła środek przeciwbólowy w jego skórę, próbując jednocześnie wyjąć obolałe przedramię z silnego uścisku, by móc wetrzeć balsam na całej jego powierzchni. Masowała i wcierała przez jakieś dwie, trzy minuty zanim mężczyzna kompletnie się rozluźnił i zorientował się co robi dziewczyna. Patrzył, jak nabiera więcej balsamu i jeszcze raz wciera go w jego przedramię.
- Co to jest? – zapytał, nadal nieco zdyszany.
- To balsam przeciwbólowy, który udoskonaliłam. Pomaga panu? – mówiła, nadal masując jego ramię.
- Tak – odpowiedział, cofając rękę, kiedy zorientował się, że nadal go masowała.
- Jakich składników użyłaś? – zapytał, wąchając zawartość słoika.
Dziewczyna powiedziała mu z czego wykonała balsam, a później wyciągnęła swoje własne notatki, podając mu je. Wstał i zaczął uważnie czytać, będąc pod wrażeniem jej umiejętności. Sam próbował stworzyć jakiś środek przeciwbólowy, ale albo wprawiał go w totalne odrętwienie, albo nie likwidował zupełnie bólu. Pocierając palce był naprawdę pod wielkim wrażeniem, że nie stracił zupełnie zmysłu dotyku.
- Po co to stworzyłaś? – zapytał, nieco bardziej szorstko, niż na początku zamierzał.
- Miałam za dużo wolnego czasu – odpowiedziała, wiedząc, że jeśli powie całą prawdę, to profesor nigdy więcej nie pozwoli jej zbliżyć się do swojego laboratorium.
- Kłamiesz tak samo dobrze, jak Longbottom warzy eliksiry – wysyczał. – Mów prawdę!
- Dobrze – powiedziała, postanawiając, że powie mu tylko tyle, ile musi wiedzieć. – Wiem, że cierpi pan z powodu skutków ubocznych klątwy Cruciatus.
- Skąd? – zażądał.
- Dwa tygodnie temu, kiedy miałam tutaj szlaban, to miał pan atak. Zawiadomiłam Dumbledore’a – przyznała się.
Był wdzięczny za to, co zrobiła, a jednocześnie zbyt dumny, by powiedzieć po prostu „Dziękuję”. Zamiast tego wysyczał:
- Twój szlaban właśnie się skończył. Możesz wyjść. – I wyszedł z laboratorium, z jej notatkami w dłoni.
Hermiona uśmiechnęła się do siebie, kiedy podnosiła słoik z balsamem, stawiając go na ławce. Wyszła.
Eeej, spodobało mi się to :). Am mnie ciekawość mnie zżera co dalej :)
OdpowiedzUsuń* aż
Usuń