czwartek, 17 października 2013

Rozdział 2

Eliksir profesora Snape’a

- Hermiona! – krzyknął Harry. – Wszędzie cię szukaliśmy! 

- Cześć, Harry – powiedziała, zamykając książkę, którą właśnie czytała. 
- Wszystko w porządku? Nie było cię na obiedzie – rzekł Potter. 
- Nic mi nie jest. Czytałam po prostu – powiedziała, odkładając książkę. 
Harry przeczytał głośno tytuł: 
- „Dziesięć tysięcy najrzadszych składników eliksirów”. Hermiono, jesteś niesamowita! Wyleciałaś z podwójnych eliksirów, nie poszłaś na obiad, żeby czytać cały czas o miksturach! – rzekł.
- Znasz mnie – odpowiedziała szybko. – Próbuję nadrobić to, co przegapiłam na lekcji. Boże, spójrz na zegarek! Za trzy minuty mam być w lochach!
Harry pomógł jej poodkładać książki na miejsce, dziewczyna puściła się biegiem przez korytarze.
Gdy dotarła pod drzwi gabinetu Snape’a, zapukała ostrożnie, wiedząc, że jest już spóźniona, ale nikt jej nie odpowiedział. Zapukała jeszcze raz, ale znów nie doczekała się odpowiedzi. Wiedząc, że byłaby w jeszcze większych tarapatach, gdyby sobie poszła, nacisnęła klamkę i weszła do środka. Zrobiło jej się niedobrze, kiedy pomyślała o spotkaniu twarzą w twarz z profesorem po tym, co mu powiedziała. Rozejrzała się po pomieszczeniu, ale Snape’a nie było w gabinecie. Zauważyła na biurku książki i przyjrzała się im, wtedy dostrzegła notatkę, którą jej zostawił.

[center]Panno Granger,
proszę odrobić dzisiejszą pracę domową, późnej może pani odejść.
Profesor S. Snape.[/center] 


Kamień spadł jej z serca, kiedy przeczytała, że ma tylko nadrobić zaległości. Spodziewała się czegoś dużo gorszego. Szybko skończyła i wyszła. Podczas pobytu w lochu napięcie, jakie wywołała myśl, że Snape może pojawić się w każdej chwili było ogromne, więc kiedy wyszła poczuła, że znów może oddychać. Nadal zmęczona po poprzedniej nocy poszła prosto do łóżka i od razu zasnęła.
Do końca tygodnia Snape nie pojawił się na szlabanie Hermiony. Zostawiał tylko instrukcje dotyczące tego, co miała zrobić danego dnia. Raz musiała poukładać wszystkie ingrediencje w kantorku, a następnym razem po prostu posprzątać. Tylko pierwszego wieczoru mogła odrobić zadanie domowe. Podczas lekcji Hermiona ignorowała Snape, a on ignorował ją. Ich stosunki nauczyciel – uczeń były czymś więcej niż tylko zwykłym nie znoszeniem się. To, co ich łączyło można było opisać kilkoma słowami. Odraza. Nienawiść. Pogarda. Wzajemne plucie na siebie.
Sytuacja zaczęła się uspokajać dopiero po kilku tygodniach, ale nadal się ignorowali. Na lekcjach Hermiona nie zgłaszała się, a Severus nie wywoływał jej do odpowiedzi. Kiedy sprawdzał obecność, omijał jej nazwisko. Gdy podpowiadała Neville’owi, ignorował ją. Zaczynało ją męczyć takie pomijanie, które w normalnych okolicznościach byłoby bardzo mile widziane. Jednak kto jak kto, ale ona bardzo poważnie podchodziła do swojej edukacji i nie miała zamiaru pozwolić, żeby jakiś tłustowłosy dupek zmarnował jej karierę. Nadszedł czas, by zwrócić na siebie jego uwagę.
Gryfoni i Ślizgoni weszli do klasy, zajmując swoje zwykłe miejsca. Hermiona siedziała między Harrym i Neville’em, uśmiechając się pierwszy raz będąc w tej klasie.
- Przygotuj się – szepnął Harry do Rona. – Nie podoba mi się ten jej uśmieszek.
Ron przytaknął dając znać, że zrozumiał ostrzeżenie.
Snape wpadł do klasy i otworzył dziennik. Kiedy doszedł do imienia Hermiony, opuścił je, ale wtedy ona krzyknęła głębokim, niskim głosem, próbując naśladować Snape’a:
- HERMIONA!
- Obecna! – odezwała się już normalnym głosem.
Kilka osób zachichotało, ale Snape nadal ją ignorował.
Lekcja trwała, Hermiona przysłuchiwała się wykładowi i jak zwykle robiła notatki, ale kiedy profesor zapytał czy ktoś ma jakieś pytania – zgłosiła się. Kiedy ja zignorował, odezwała się głośno:
- Severusie, co myślisz o tym, że Czarny Pan utrzymywał się przy życiu za pomocą krwi jednorożca?
Cała klasa siedziała z opuszczonymi szczękami, patrząc z niedowierzaniem jak Snape nadal prowadzi lekcję, zupełnie tak, jakby niczego nie słyszał, nadal ignorując dziewczynę. Nadszedł czas, by uczniowie zaczęli warzyć eliksir, o którym mówił profesor.
- Hermiona – szepnął Harry. – Co ty wyprawiasz?
- Zwracam na siebie jego uwagę – odpowiedziała. – Chcę, żeby przestał mnie ignorować.
- Coś czuję, że ją za to wywalą – szepnął Ron, a Neville mu przytaknął.
- Sprawdźcie, czy macie następujące ingrediencje - ogłosił Snape. – Ślaz.
- Przepyszny! – krzyknęła Hermiona, a oczy Rona zrobiły się tak duże, jak galeony.
Ignorując ją, Snape ciągnął dalej:
- Asfodelus.
- Fantastyczny! – krzyknęła jeszcze raz, oblizując usta.
- Bogowie... – jęknął Harry.
- Pokruszone żuki.
- Mmm, chrupkie!
- Miło było cię poznać, Hermiono – rzekł Ron, podczas gdy reszta klasy śmiała się pod nosem.
- Ropa czyrakobulwy.
- Ślinka cieknie!
Po tym komentarzu cała klasa zakrztusiła się, bo zrobiło im się niedobrze.
Snape kontynuował wymienianie składników, a Hermiona rozpływała się nad nimi w zachwytach. Ron, Harry i większość klasy krzywiła się, słuchając i myśląc, że dziewczyna wpadnie w tarapaty, ale Snape zszokował ich jeszcze bardziej i nadal ją ignorował.
Wszyscy uczniowie zaczęli warzyć swoje eliksiry, korzystając z list ze składnikami, które rozdał im profesor. Tylko Hermiona warzyła swój eliksir nieco inaczej.
Czekając aż Snape znajdzie się za nią, dodała ostatni składnik eliksiru. Usłyszeli wybuch, ale mikstura pozostała w kociołku.
„No, to zaczynamy” pomyślała, kiedy przełamał się stół. Specjalnie uwarzyła eliksir, który powodował, że zawartość jej kociołka ważyła dziesięć tysięcy razy więcej niż powinna normalnie. Po tym, jak jej kociołek połamał stół, kotły stojące po obu jego stronach ześlizgnęły się w dół, spadając na podłogę.
Cała klasa zerwała się na nogi, żeby zobaczyć całe zamieszanie i przeżyła lekki szok widząc głęboki na pięć stóp krater w kamiennej podłodze.
- Niech cię, Granger, masz rozmach! – rzekł Draco, będąc pod wrażeniem. – Mogę się założyć, że gdybyśmy byli na szczycie Północnej Wieży, ten kociołek przeleciałby przez wszystkie piętra! – Wszyscy się z tym zgodzili, lecz szybko rozpierzchli się po kątach, kiedy profesor Snape spojrzał na nich swoim sławnym spojrzeniem.
Hermiona po prostu uśmiechnęła się zanim zapytała:
- Czy to zasługuje na szlaban?
- O ósmej. W moim lochu – tylko tyle wysyczał, zanim odszedł.
- W końcu – mruknęła do siebie, zadowolona, że profesor ją zauważył.
Machnąwszy różdżką, posprzątała stanowiska innych uczniów, ale nie była silna na tyle, żeby sprzątnąć swój ciężki kociołek, leżący praktycznie na środku klasy.
- Zwariowałaś? – zapytał Harry Hermionę.
- CISZA! – warknął Snape, a uczniowie kończyli swoje eliksiry.

***

Tego wieczoru Hermiona przyszła na szlaban o czasie i weszła bez pukania, bo była pewna, że profesor nie zaszczyci jej swoją obecnością. Tak, jak oczekiwała, instrukcje zastała na biurku. To, czego nie oczekiwała, to obecność profesora warzącego eliksir.
Kontynuował swoją pracę nawet na nią nie spojrzawszy. Jeżeli o niego chodziło – nie istniała. Niemniej jednak nadal był odpowiedzialny za jej edukację i wiedział, że musi uwarzyć poprawnie dzisiejszy eliksir.
Dziewczyna specjalnie rozłożyła swoje rzeczy na tym samym stoliku, na którym pracował Snape, chcąc go zmusić, żeby się odezwał i kazał jej się przenieść. Były dwa powody, dla których usadowiła się właśnie tutaj. Pierwszy – chciała go podenerwować i drugi – bardzo chciała się dowiedzieć czegoś więcej na temat eliksiru, który warzył. Każdą wolną chwilę, jaką udało jej się ukraść miedzy lekcjami, uczeniem się i obowiązkami Prefekt Naczelnej, poświęcała na dogłębne studiowanie notatek, które skopiowała od niego poprzednim razem. Ingrediencje potrzebne do wykonania wywaru bardzo ją zainteresowały. Podobnie, jak procesy, którym musiały zostać poddane wydawały jej się ciekawe, ale nadal nie miała zielonego pojęcia do czego posłuży ten eliksir. Nie wiedziała nic poza tym, że w założeniu, eliksir ma pomóc zwalczyć efekty uboczne klątwy Cruciatus. Podejrzewała, że musi w tym być coś jeszcze. Coś poważniejszego, gdyż Snape spędzał nad kociołkiem coraz więcej czasu. Śledziła każdy jego ruch podczas gdy powoli warzyła swój własny eliksir.
Krojąc składniki, nuciła pod nosem. A kiedy wrzucała je do kociołka, zaczęła śpiewać:

W piosence tej jest końca brak,
Trzeba ją śpiewać ciągle tak.
Ci, co zaczęli śpiewać ją
Wnet dali wrobić się
I będą zawsze śpiewać ją
Dlatego tylko, że...

W piosence tej jest końca brak,
Trzeba ją śpiewać ciągle tak.
Ci, co zaczęli śpiewać ją
Wnet dali wrobić się
I będą zawsze śpiewać ją
Dlatego tylko, że...*

Śpiewała i śpiewała, i śpiewała, i śpiewała dopóki nie przerwało jej głośne:
- CISZA!
Kiedy kończyła eliksir, spojrzała na kolejne zadanie, jakie miała do wykonania.
„Umyć podłogę. Bez użycia magii.”
Przewróciła tylko oczami i oddaliła się, by napełnić wiadro wodą. Woda znów była tylko ciepła, ale szybko rzuciła zaklęcie, żeby ją podgrzać i zabrała się za czyszczenie. Nie opuściła lochów aż do północy.

***

Minął miesiąc, a Hermiona nadal denerwowała Snape’a. Harry i Ron odstąpili od planu „oko za oko”, gdyż jeszcze gorszym było to, że sami byli częścią niebezpiecznej gry.
W dniu, kiedy transmutowała wszystkie jego zwykłe pióra w fioletowe pawie pióra i pytała bez przerwy „Dlaczego profesor uratował Harry’ego przed upadkiem z miotły”, Snape nadal ją ignorował.
Kiedy sprawdzał kociołek każdego ucznia z osobna, a ją pominął, Hermiona krzyknęła:
- Słodziachny Seviczku, nie spojrzałeś na mój eliksir!
Tym właśnie zdaniem zarobiła kolejną karę.
Hermiona wpadła w obsesję na punkcie eliksiru Snape’a. Za każdym razem, kiedy miała szlaban spoglądała na niego i stwierdzała, że był innego koloru i konsystencji. Urządziła sobie nawet przenośne laboratorium w swoim pokoju, żeby także spróbować uwarzyć ten wywar. Jednak wychodziło jej tylko coś, co przypominało brązowy szlam. Nazwała go Brązowym Szlamem w Butelce.
Tego wieczoru, Hermiona była zajęta układaniem ingrediencji na półkach, podczas gdy Snape stał przed swoim kociołkiem, nadal próbując uwarzyć swój eliksir. Segregowała właśnie fiolki z eliksirami, kiedy katem oka spostrzegła, że profesor pada na kolana. Odłożyła naczynie i podbiegła do niego. Klęczał i ściskał mocno swoje lewe przedramię, wyraźnie się trzęsąc.
- Panie profesorze! – krzyknęła. – Co się dzieje? – zapytała, bojąc się, że to jego Mroczny Znak daje o sobie znać, lecz Snape nie odpowiedział.
Najpierw myślała, że to dlatego, że nadal ją ignorował, ale szybko zorientowała się, iż nie był w stanie jej odpowiedzieć, tak bardzo cierpiał. Przyklęknęła przy nim, starając się mu jakoś pomóc, ale bezskutecznie.
„Nie panikuj!” Pomyślała i podbiegła szybko do kominka. Szukając gorączkowo, znalazła trochę proszku Fiuu w puszce, rzuciła go w płomienie i wykrzyczała:
- Gabinet Dumbledore’a! – Weszła w zielone płomienie i natychmiast znalazła się tam, gdzie chciała. – Panie profesorze! Panie profesorze! – krzyknęła. – Potrzebuję pana pomocy!
Dyrektor wyszedł szybko ze swojej biblioteki.
- Co się stało, panno Granger?
- Profesor Snape! On... On… - nie wiedziała jak to opisać. – On potrzebuje pomocy!
Dumbledore rzucił w płomienie garść proszku Fiuu i podążył do laboratorium Snape’a, Hermiona tuż za nim. Znaleźli nieprzytomnego profesora leżącego na podłodze. Za pomocą zaklęcia Mobilicorpus, dyrektor przeniósł go do jego prywatnych kwater i położył na łóżku. Hermiona była zbyt zdenerwowana, by zorientować się, że weszła do komnat nauczyciela. Usiadła obok niego na łóżku. Bardzo chciała pomóc, ale nie wiedziała, do czego mogłaby być przydatna.
- Panno Granger, chciałbym, żeby poszła pani do skrzydła szpitalnego i powiedziała pani Pomfrey, że profesor Snape potrzebuje jej pomocy – rzekł Albus bardzo poważnym tonem. Hermiona przytaknęła i szybko wyszła.
Wróciwszy po kilku chwilach z pielęgniarką, Hermiona ruszyła za nią do pokoju Snape’a, ale dyrektor zablokował jej drogę.
- Panno Granger – powiedział. – Jestem bardzo wdzięczny za pani pomoc, ale muszę prosić, by pani wyszła.
Nieważne jak bardzo Hermiona chciała protestować – przytaknęła i odwróciła się, by wyjść.
- Panno Granger – odezwał się jeszcze raz dyrektor. – Oczekuję od pani pełnej dyskrecji, jako od Prefekt Naczelnej. – Spojrzał na nią znad swoich okularów połówek.
- Oczywiście, proszę pana – powiedziała, zanim Dumbledore zamknął drzwi do kwater Snape’a.
Stała na środku laboratorium profesora, próbując zrozumieć, co właściwie mu się stało. Owszem, był bezduszny i srogi, ale był też bohaterem wojennym i wieloletnim szpiegiem Zakonu Feniksa. Jego inteligencja i siła przewyższały inteligencję i siłę większości czarodziejów, a jednak leżał teraz nieprzytomny w swoim łóżku. Musiała mu pomóc, ale jak? Uśmiechając się, zdała sobie sprawę z tego, że jego notatki nadal leżały przy kociołku. Rozglądając się czy w pobliżu nie ma nikogo, kto mógłby ją podejrzeć, zaczęła przerzucać papiery, wtedy zauważyła, że leżał tam cały notes z jego spostrzeżeniami i wskazówkami. Wzięła pergamin z biurka i zaczęła kopiować kartkę po kartce. Po czym szybko opuściła pomieszczenie. Cokolwiek działo się teraz z profesorem Snape’em – wiedziała, że odpowiedź trzymała w rękach.

1 komentarz:

  1. No no, robi się co raz bardziej ciekawie :). Zakończyłaś w świetnym miejscu - ciekawe co się stało ze Snape'm :). Ten rozdział czytało mi się już znacznie lepiej od poprzedniego, lecę dalej :)
    tytankiwschodu.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń