sobota, 19 października 2013

Rozdział 7

             Wygrałaś 


Dzień szósty: podwójne Eliksiry

Snape wyjął słój zakonserwowanych nietoperzy, potrzebnych do następnego eliksiru, i postawił je na stole.
- Twoi przyjaciele, Severusie? – zaświergotała Hermiona, ale została zignorowana.
- Powodem konserwacji wampirzych nietoperzy jest zachowanie właściwości ich krwi dokładnie w chwili śmierci. Można to osiągnąć tylko, jeśli zostaną zanurzone w magicznym żelu w momencie śmierci.– powiedział Snape, spoglądając na studentów.
Hermiona miała stertę książek na swoim stole i czytała jedną z nich.
- Wiecie co, on ma rację! Ma całkowitą rację! Właśnie przeczytałam o tym w książce i zgadza się z tym każde jego słowo! – rozpromieniła się Hermiona. – Mamy najgenialniejszego profesora na świecie!
- WYSTARCZY! – warknął, gdy uczniowie zachichotali.
- Proszę pana, wydaje się pan być pełnym obaw, a według tego, co przeczytałam, może to być oznaką depresji, więc pozwoliłam sobie zapisać pana na Kurs Sprawności Fizycznej Pani Hooch Dla Osób W Depresji. – oznajmiła i podała mu broszurę.
- Jestem zainteresowany tylko jednym kursem: Jak Chronić Się Przed Męczącą Wiem-To-Wszystko! – wysyczał. – Natychmiast wracać do warzenia eliksirów!
- Tak jest, panie i władco wszystkich oślizgłych rzeczy! – Hermiona skłoniła się przed nim.
- Panno Granger, jeśli pani nie zamilknie, transmutuję panią w ślimaka i umieszczę na grządce kapusty Hagrida! – syknął.
- Nie poddam się twoim słodkim i kuszącym słowom – puściła mu oczko.
- Wyjdź! Natychmiast! – ryknął.
Wstała, zebrała swoje książki i powoli powiedziała:
- Do zobaczenia wieczorem, profesorze. Ta sama nietoperza godzina i ten sam tunel!

*~*~*

Tego wieczoru, podczas posiłku w Wielkiej Sali zauważyła, że Snape spoglądał na nią zmrużonymi oczami, gdy ona stale patrzyła się na niego. W czasie posiłku wyglądał na zaniepokojonego.
- Obserwujcie – powiedziała Harry’emu i Ronowi, wstając od stołu Gryffindoru i kierując się na środek sali.
- Profesorze Snape! – wykrzyknęła. Wszyscy w sali zamilkli, zdając sobie sprawę, że szykuje się znowu dobra zabawa. Nauczyciel odwrócił wzrok. – Profesorze Snape! – odezwała się ponownie i tym razem powoli skierował na nią swoje spojrzenie.
- Profesorze Snape! – uklęknęła i wyciągnęła do niego rękę, w której trzymała pierścionek. – Ożeni się pan ze mną? – Cała sala zamarła na to pytanie, a Snape schował twarz w dłoniach.
- Tak. – powiedział, kuląc się.
- Co takiego? – Hermiona zapytała w niedowierzaniu. Było jasne, że nie spodziewała się takiej odpowiedzi.
- W porządku! – powtórzył. – Tylko zejdź z tego stołu i podejdź tutaj!
Hermiona zeskoczyła na podłogę i ostrożnie skierowała się do Stołu Nauczycielskiego, stając dokładnie przed Snape’em.
- Wygrałaś. – syknął do niej, wystarczająco cicho, by tylko ona była w stanie go usłyszeć. – Możesz mi pomóc uwarzyć ten eliksir.
Hermiona uśmiechnęła się i wróciła do swojego stołu. Była śledzona spojrzeniami wszystkich, którzy zastanawiali się, czy rzeczywiście zamierza zostać panią Snape.
- To był tylko żart! – wyjaśniła.

*~*~*

Następnego dnia po lekcjach, Hermiona skierowała się do lochów, niosąc ze sobą notatki, i zapukała do drzwi.
- Wejść! – warknął. Weszła od razu, mając na ustach szeroki uśmiech, jak gdyby chciała powiedzieć „A nie mówiłam?”
- Dobry wie.. – zaczęła, ale Snape natychmiast jej przerwał.
- Po pierwsze, panno Granger, będzie się pani do mnie zwracać profesorze Snape. – wysyczał.
- Gdybyś pozwolił mi skończyć! – zgrzytnęła. – Zamierzałam powiedzieć „Dobry wieczór, profesorze Snape”. Na Merlina, zachowujesz się jakbym cię dręczyła albo coś w tym stylu! – desperacko próbowała utrzymać poważny ton, ale wybuchła śmiechem.
- Jeśli już skończyłaś, mamy pracę do wykonania. – sarknął. Gdy odwrócił się i podążył w stronę kociołka, przyłączyła się do niego.
- Wyjaśnij mi swoje teorie. – rozkazał sucho, patrząc na nią swoimi czarnymi oczami. Przedstawiła mu swoje założenia i powody za nimi stojące, przedyskutowała możliwości i przypuszczalne działanie eliksiru.
„Zdumiewające” pomyślał, słuchając jej. Jej uzasadnienia teorii wykraczały poza błyskotliwość, kiedy postrzegał ją, nawet jeśli tylko przez moment, jako równą sobie.
Zaczęli pracę nad eliksirem, warząc równocześnie cztery różne wersje, prowadząc ostrożne obserwacje i robiąc dokładne notatki. Nawet gdy pracowali w milczeniu, obserwował jej metody i posunięcia.
Pod koniec wieczoru Hermiona sprzątnęła swoje stanowisko i podeszła do zlewu, by umyć ręce. Odkręciła kurek i zaczęła nim manipulować, jednak mogła uzyskać tylko ciepły strumień.
- Profesorze Snape, dlaczego woda, w pana kranie, jest ledwo ciepła?
- Ponieważ, panno Granger, degeneracja moich nerwów powoduje, że moja skóra jest bardzo wrażliwa na ekstremalne temperatury. – odpowiedział nie patrząc na nią. Skulił się wewnętrznie wiedząc, że jego wygląd musi wydawać się odpychający, ale chwilowo nie był w stanie nic na to poradzić. Bolało go to zwłaszcza teraz, gdy chciał dobrze wyglądać dla Hermiony, ale nie mógł.
Obserwowała go przez chwilę i uświadomiła sobie, dlaczego jego włosy były takie tłuste. Uśmiechnęła się, ponieważ miała na to prosty sposób, musiała jednak zaczekać do powrotu do własnego laboratorium.

Rozdział 6

           Ciąg dalszy dręczenia 

Dzień trzeci: Quidditch

Gryffindor grał przeciwko Slytherinowi, a Hermiona przeciwko Snape’owi. (Ależ ty masz kosmate myśli! Ona go po prostu dręczyła!)

Biedny Snape siedział na trybunie z innymi nauczycielami, czekając na rozpoczęcie meczu. Został ocalony, dzisiaj była sobota, czyli brak uczniów i brak panny Granger. Właśnie zaczynał się odprężać, gdy:
- Kochany, Mały, Severusiek! – zapiszczała Hermiona, która przechadzała się po trybunach, i usiadła obok niego. – Dzięki za zajęcie miejsca!
- Bogowie! – spojrzał na nią. – Co ty tutaj robisz?
- Zaprosiłem ją – odezwał się siedzący za nimi Albus. Snape popatrzył na niego i obdarzył jednym ze swoich zabójczych, firmowych spojrzeń. Po czym skierował swoją uwagę na dziewczynę.
- Usiądź sobie gdzie indziej! – wysyczał.
Hermiona chwyciła jego ramię, otoczyła swoim i zwróciła się do nauczycieli.
- Czyż nie jest to najpiękniejsze stworzonko, jakie widzieliście? – uściskała go, podczas gdy jego współpracownicy chichotali.
- Zapłaci mi pani kiedyś za to, panno Granger! – wyszeptał.
- Pozwól sobie pomóc, a skończy się to teraz – odwzajemniła mu się.
- NIE! – wysyczał.

Gdy wleciały drużyny Gryffindoru i Slytherinu wstała i zaczęła krzyczeć:
- PROSZĘ SIĘ NIE MARTWIĆ! OBRONIĘ PANA PRZED TYMI WSTRĘTNYMI ŚLIZGONKAMI!
Snape pośpiesznie chwycił i pociągnął ją na ławkę.
Złapała go za rękę i poczęła oglądać jego paznokcie, stwierdzając głośno:
- Są brudne, Severusie! Nie wspominając o tym, że znowu je obgryzałeś.
Jak oparzony wyszarpnął dłoń z jej uścisku i zaczął masować grzbiet nosa. Zamykając oczy, wymruczał:
- Jestem w piekle!
- Dokładnie tak, Severuśku – poklepała go po ramieniu. – Pewnego dnia otrzymasz swój Order Merlina. Jestem tego pewna.
Wstał gwałtownie i opuścił stadion. Hermiona spojrzała do tyłu na Dumbledore’a, który mrugnął i kiwnął jej głową.



Dzień czwarty: Wielka Sala

W czasie niedzielnego obiadu Wielka Sala wypełniona była uczniami i pracownikami szkoły. Szczęśliwie dla Hermiony, Snape - od kiedy założył kilka dodatkowych osłon na drzwi do swoich kwater - przychodził jako jeden z ostatnich.

Gdy tylko wszedł do Wielkiej Sali, od stołu Gryffindoru zabrzmiało głębokim tonem „Da-da-da-dum!”, kiedy go mijał. Puchoni i Krukoni odpowiedzieli „Dum!”.
Minął Gryfonów, Stół Nauczycielski i wyszedł przez boczne drzwi bez zatrzymywania się, czy patrzenia w tył. Nie miał zamiaru pozwolić całej szkole bawić się jego kosztem.



Dzień piąty: podwójne Eliksiry

Jeszcze przed lekcjami, Hermiona ujrzała na korytarzu Snape’a rozmawiającego z profesorem Dumbledorem. Podeszła do nich i uwodzicielsko spojrzała na Severusa.
- Przewyższasz moje sny, mistrzu kuszenia... – puściła oczko i odeszła, zostawiając oniemiałego Snape’a i śmiejącego się Albusa.

Kiedy zaczęła się lekcja, Albus postawił Snape’owi ultimatum: pozwoli dziewczynie wrócić na zajęcia albo będzie jej udzielał indywidualnych nauk; tak więc Hermiona siedziała na swoim normalnym miejscu, a na twarzy miała duży uśmiech.
Popatrzył na nią gniewnie i zaczął wykład. Po jakichś trzydziestu minutach, zorientował się, że Hermiona zasnęła. Złośliwy grymas pojawił się na jego twarzy, gdy podchodził do niej, przystając dokładnie za nią.
- PANNO GRANGER, POBUDKA! – wykrzyknął nad nią, oczekując, że się przestraszy, jednak zamiast tego powoli podniosła głowę.
- Severus, kochanie, wracaj do łóżka – wymruczała wystarczająco głośno by klasa ją usłyszała i ponownie opuściła głowę. Wszyscy uczniowie śmiali się, a on przeklinał siebie, że dał jej się złapać w pułapkę.

Gdy zaczęli warzyć swoje eliksiry, ostrożnie krążył po klasie i obserwował. Kiedy zbliżał się do Hermiony, zmienił kierunek na przeciwny.
- Neville! – krzyknął nagle Ron, gdy eliksir Neville'a zaczął dymić. Snape szybko podszedł, by zobaczyć, co tym razem zrobił Longbottom.
- Zaraz wybuchnie! – wydarła się Hermiona i skoczyła za Snape’a, chowając się pod jego szatami.
- Panno Granger! – wrzasnął, próbując ją złapać, ale w tym samym momencie rozległo się donośne „BOOM” i kociołek Neville’a eksplodował, pokrywając wszystkich śluzem powodującym wysypkę, omijając Hermionę, która była chroniona szatami Snape’a.

Na koniec lekcji, wszyscy pokryci byli błękitnym balsamem, by chronić skórę i wyleczyć wysypkę. Minie kilka godzin zanim zadziała. Uczniowie wyszli, a Hermiona wraz z nimi, wcześniej wręczyła jednak nauczycielowi kartkę:

Karta Nauczyciela:
Profesor: Severus pfff Snape, Mistrz Eliksirów
Zajęcia: podwójne Eliksiry
Stosowanie zasad nauczania/ uczenia do poprawiania i motywowania uczniów by osiągali zadowalający poziom: wymaga udoskonalenia
Wykorzystywanie różnorodnych metod nauczania, które są odpowiednie dla uczniów: posiada potencjał
Ustalanie jasnych oczekiwań dla odpowiedniego zachowania: spełnia oczekiwania
Przedstawianie pozytywnej postawy w środowisku szkolnym: wymaga udoskonalenia
Tworzenie środowiska sprzyjającego nauce: wymaga udoskonalenia
Efektowność porozumiewania się z uczniami: powściągliwość, zastraszanie
Wskazówki: uściskaj codziennie ucznia!
Oceniający: Hermiona Granger, Zawodowy Uczeń

Snape wziął Kartę i machnięciem różdżki odesłał ją w niebyt.

Tego wieczoru, kiedy wysypka została w końcu wyleczona, uczniowie siódmego roku Gryffindoru i Slytherinu wraz ze Snape’em, mogli zetrzeć błękitny balsam. Hermiona weszła do Wielkiej Sali i, z szerokim uśmiechem, podeszła do Stołu Nauczycielskiego.
- Jak tam wysypka, panie profesorze? Ciągle piecze? – spytała głośnym szeptem, puszczając do niego oczko. – Cieszę się, że się zabezpieczyłam!
Nauczyciele zachichotali na oczywistą aluzję, którą uczyniła.

Dzięki spojrzeniu, jakim obdarzył ją Snape, wiedziała, że była już blisko złamania go. „Jeszcze tylko jeden dzień”- pomyślała.

piątek, 18 października 2013

Rozdział 5



Torturowanie Snape’a rozpoczęte:


Dzień pierwszy: Wielka Sala

W porze obiadowej uczniowie przebywali w Wielkiej Sali spożywając posiłek. Każde krzesło przy Stole Nauczycielskim było zajęte przez pedagogów, wliczając Snape’a.
- Harry, gotowy? – wyszeptała Hermiona, a biedny Harry mógł jedynie skinąć na potwierdzenie. – Dobrze, zaczynamy!
Hermiona otworzyła gwałtownie drzwi do Wielkiej Sali i wykrzyknęła:
- Profesorze Snape! Profesorze Snape! Złapałam go! Złapałam Harry’ego Pottera tak jak pan chciał! – szarpała i ciągnęła coś za sobą.
Wszyscy obecni wstali by zobaczyć co, albo kogo, wciągała i wybuchli śmiechem, kiedy ujrzeli Harry’ego, kompletnie związanego i zakneblowanego. W jakiś sposób zdołała przyciągnąć go do Stołu Nauczycielskiego, gdy nauczyciele albo patrzyli na nią zaszokowani albo śmiali się, za wyjątkiem Snape’a, który miał ochotę ją udusić, zamiast tego jednak się uśmiechał. Zdecydował, że dopóki ona się nie podda, on będzie grał z nią.
- Brawo, panno Granger! – powiedział jedwabiście przeciągając samogłoski. – Dokładnie jak tego oczekiwałem. – Obszedł stół i odebrał linę, na której ciągnęła Harry’ego. – Zabiorę go stąd – i począł wyciągać Harry’ego z Wielkiej Sali przez boczne drzwi.

Hermiona popatrzyła na Rona, który był tak samo zaskoczony jak i zaniepokojony o przyjaciela i szybko podeszła do niego.
- Bogowie! Co ja zrobiłam? – zapytała.
- Hermiona, jeśli Snape nie zabije Harry’ego, on zabije ciebie! – wydyszał Ron, gdy razem wpatrywali się w drzwi, przez które został wyciągnięty. – Chodźmy!

Wybiegając przez nie by ratować przyjaciela, przelotnie dostrzegli skręcającego za róg Snape’a i Harry’ego za nim. Biegnąc tak szybko, jak tylko byli w stanie, zatrzymali się gwałtownie za zakrętem, ponieważ profesor i Harry zniknęli. Przebiegli jeszcze kilka korytarzy, jednak były one puste.
- Co my teraz zrobimy? – panikował Ron.
- Nie zabije Harry’ego! Tyle wiem, ale martwię się o miejsce, w którym może go zostawić – powiedziała Hermiona.

Gdy wrócili do Wielkiej Sali, Ron chwycił Hermionę za rękaw i wskazał na Stół Nauczycielski. Snape już wrócił i jadł obiad. Popatrzyli na stół Gryffindoru, ale Harry’ego wciąż nie było.
Obchodząc swój stół, Ron zapytał
- Kiedy wrócił Snape?
- Jakieś dwie minuty temu – odpowiedziała mu Ginny. – Gdzie Harry?
- Nie wiemy – powiedziała Hermiona. – Potrzebujemy pomocy w poszukiwaniach.
Około dziesięciu Gryfonów wstało i wyszło za Hermioną i Ronem z Wielkiej Sali. Po dokładnym przeszukaniu zamku, wyszli na błonia.

- PATRZCIE! – zakrzyknął Seamus. – NA WIEŻY PÓŁNOCNEJ! – Wszyscy spojrzeli w górę i zobaczyli Harry’ego, wiszącego na linie, na której ciągnął go Snape.
- Bogowie! – lamentował Ron, wyciągając różdżkę i celując nią w przyjaciela.
- Co zamierzasz zrobić? – zapytała Hermiona, ciągnąc jego ramię w dół.
- Nie wiem, ale musimy coś zrobić! – prosił Ron.
- RELASHIO! – usłyszeli i zobaczyli czerwony promień, który poleciał w kierunku Harry’ego, ale minął go o kilka stóp. Wszyscy odwrócili się by zobaczyć Snape’a uśmiechającego się sarkastycznie. Jeszcze raz wycelował różdżką i krzyknął:
- RELASHIO! – tym razem trafił bliżej.
- ZWARIOWAŁEŚ! – krzyknęła Hermiona.
Snape uśmiechnął się ponownie celując i wykrzyknął:
-RELASHIO! – tym razem trafił dokładnie w cel i Harry spadł na ziemię.
- NIEEEEE! – wrzeszczeli Gryfoni, biegnąc w kierunku chłopaka. W tym momencie Harry nadszedł od strony głównego wejścia, sprawiając, że wszyscy zastygli w zdumieniu.
- Co się dzieje? – spytał.
- Harry! Ale- ale- ale- to wszystko, co Ron był w stanie wymówić.
- Gdzie byłeś? – zapytała Hermiona.
- W kuchni. Snape kazał mi tam zostać, dopóki bariery, które postawił, nie znikną. Potem mogłem sobie pójść – wyjaśnił, patrząc na ich zszokowane twarze. – A co?
Hermiona uściskała go i oświeciła, co się stało. Harry wytłumaczył im, że Snape wziął naleśnika z kuchni i transmutował go w kukłę z czarnymi włosami. Kiedy wszyscy się w końcu uspokoili, nieźle się uśmiali, jednak wypadki tego popołudnia jeszcze bardziej zdeterminowały Hermionę do dręczenia Snape’a.



Dzień drugi: podwójne Eliksiry

Gryfoni i Ślizgoni wchodzili do klasy, kiedy zauważyli niepokojącego misia pluszowego, siedzącego na biurku Snape’a i zaczęli chichotać. Kiedy profesor jak burza wpadł do pomieszczenia, niedźwiadek zaczął mówić dziecinnym głosikiem:
- „Mam na imię Kizio Mizio i należę do małego Severusia Snape’a. Bawi się ze mną i przytula każdej nocy i przyciska do siebie, kiedy jest przestraszony. Razem warzymy eliksiry, ponieważ jest zbyt wredny by mieć przyjaciół, mimo to kocham go.”
Snape przyspieszył kroku, wyciągając różdżkę i przemieniając misia w puch, który teraz opadał, zatrzymując się na uczniach.
Hermiona szybko wstała i wsparła ręce na biodrach.
- Severusie pfff Snape’ie! Co by na to powiedziała twoja matka? – wykrzyknęła surowym głosem. A on tylko patrzył na nią i kontynuował swój wykład.
Hermiona spojrzała zdezorientowana na Rona i Harry’ego, ponieważ nauczyciel nie odebrał jej nawet punktu.
Uczniowie pośpiesznie zaczęli warzyć swoje eliksiry, natomiast Snape pozostał na drugim końcu klasy, mając nadzieję na uniknięcie ewentualnych dokuczliwości ze strony Hermiony. Zauważył, że Goyle zamierza dodać płynnych odchodów żuka zamiast sproszkowanych nóg pająka.
- PANIE GOYLE! – Snape dopadł do niego i stanął dokładnie przed przerażonym uczniem, gotowy do krzyku.
- Severus, bierz go! – zawołała Hermiona, a klasa wybuchła śmiechem. Popatrzył na nią wściekle, bez wysiłku kłócącą się z nim, nigdy nie przerywającą kontaktu wzrokowego.
- Panno Granger – zaczął zabójczym sykiem – tolerowałem pani brawurowe zachowanie wystarczająco długo!
Hermiona głośno ziewnęła, przeciągnęła się i westchnęła, wyglądając na bardzo znudzoną.
- Przykro mi, Severusie, ale drżenie ze strachu to przeszłość. Nie możesz mnie już przestraszyć – powiedziała, westchnięciem okazując swoje rozczarowanie.
- Panno Granger! – jego głos odbijał się od ścian klasy i korytarza.
- Rozmawialiśmy już o twoim temperamencie – stwierdziła spokojnie. – Musisz zrobić sobie przerwę. Sevuś, stań twarzą to ściany.
- NA WIELKIEGO SALAZARA, WYNOŚ SIĘ Z MOICH ZAJĘĆ I NIGDY NIE WRACAJ!!! – żyły na jego czole pulsowały, gdy Hermiona marudząc zbierała swoje książki i wkładała je do torby. Wolno idąc do drzwi, obróciła się i uśmiechnęła złośliwie do niego.
- Oszukujesz mnie? – spytała, słysząc jak klasa wstrzymuje oddech.
- Co takiego? – zakrzyknął, zszokowany jej pytaniem
- Nie dałeś mi szlabanu, więc myślę, że chcesz by ktoś inny dotrzymał ci towarzystwa – powiedziała od niechcenia, puszczając mu oczko przed wyjściem.

Po drugiej stronie drzwi, Hermiona stanęła wciąż zaszokowana własnym zachowaniem. „Merlinie! Właśnie zostałam wyrzucona z Eliksirów!” myślała, próbując wymyślić, co powinna teraz zrobić.
- Panno Granger, mogę prosić na słówko? – spytał Dumbledore, który pojawił się nagle obok niej.
- Oczywiście, panie dyrektorze – w oczekiwaniu na wykład, Hermiona weszła za nim do pustej klasy.
- Panno Granger, obserwowałem pani każdorazową aktywność na Eliksirach – zaczął, uśmiechając się do zaczerwienionej Hermiony. – I muszę przyznać, że od dawna nie miałem tak doskonałej rozrywki!
- Proszę pana?
- Jesteś świadoma potrzeb zdrowotnych Severusa i wiem, że zaproponowałaś mu swoją pomoc przy warzeniu eliksiru. Nawet jeśli tego nie przyzna, on potrzebuje pani wsparcia, panno Granger. Poinformowałem go, że dopóki go nie zaakceptuje, nie może odebrać pani punktów ani dać szlabanu. Zrobiłem to, gdyż byłem pewien, że uczyni pani jego życie tak przykrym jak to tylko możliwe, zanim się nie ugnie. Mam rację?
- Tak, proszę pana – uśmiechnęła się.
- Swoje zadanie wykonujesz znakomicie! – zachichotał. – W normalnej sytuacji położyłbym temu kres już pierwszego dnia, ale stan Severusa pogarsza się i może go nawet zabić – jego głos spoważniał. – Hermiono, rozmawiałem z uzdrowicielami ze Świętego Munga, ale oni twierdzą, że odbudowanie nerwów jest niemożliwe. Potrzebujemy pani zdolności. Musi pani także zrozumieć, że bez względu na to co się stanie, pani wysiłki zostaną docenione, a pani nie będzie miała żadnych powodów by się obwiniać, jeśli nie znajdziemy tego lekarstwa. Czy wyraziłem się jasno?
- Tak, proszę pana – potwierdziła Hermiona, czując zimny dreszcz, przebiegający jej wzdłuż kręgosłupa, kiedy zdała sobie sprawę z powagi sytuacji.
- Czy ma pani jakieś pytania?
- Nie, proszę pana, ale profesor Snape właśnie wyrzucił mnie ze swoich zajęć i powiedział, że mam na nie nie wracać.
- Jednak pozwoli ci wrócić, – Dumbledore uśmiechnął się – albo będzie zmuszony udzielać ci indywidualnych lekcji każdej nocy w lochach!
- Dziękuję panu – odpowiedziała. Skinął jej i rozeszli się do swoich zajęć.

czwartek, 17 października 2013

Rozdział 4










                              ,,Chce pomóc!''


Podczas następnej lekcji Eliksirów, Hermiona, Harry i Ron byli przygotowani do zemsty na Draconie. Ślizgoni weszli do klasy pierwsi, ponieważ Gryfoni celowo się ociągali, czekając by Malfoy i jego goryle zajęli swoje miejsca. Hermiona, Harry i Ron weszli wraz z resztą Gryfonów do środka, chyba tylko po to by zostać porażonymi strasznym odorem. Gdy do klasy wszedł Snape, wszyscy zaciskali nosy. Jego usta natychmiast wykrzywiły się z obrzydzenia. Przeszedł do przodu i zobaczył kopczyk odchodów fretki na swoim biurku.

- KTO, DO DIABŁA, POŁOŻYŁ TO NA MOIM BIURKU?! – wysyczał, patrząc prosto na Hermionę

- To Draco Malfoy, proszę pana – odpowiedziała, mając wciąż zaciśnięty nos.

Profesor patrzył się na nią ze złością, kiedy Harry gwałtownie się podniósł i powiedział:
- Widziałem, jak to robił! To był Draco!

Patrząc na klasę dostrzegł, że wszyscy Gryfoni kiwają głowami na potwierdzenie, a następnie popatrzył z niedowierzaniem na Dracona. Wiedział, że on tego nie zrobił, był jednak pod wrażeniem sposobu, w jaki Gryfoni osiągnęli swoją zemstę, albo, w odniesieniu do tego, co wiedział o Draconie, była to zemsta za coś, co on zrobił. Snape był wdzięczny Hermionie za pomoc, jednakże powrócił do ignorowania jej.

- PANIE MALFOY, PROSZĘ TO POSPRZĄTAĆ! – wysyczał.
- Co takiego? Ale panie profesorze, ja tego nie zrobiłem! – zaprotestował Ślizgon.
- PROSZĘ POSPRZĄTAĆ TE ODCHODY Z MOJEGO BIURKA, ALBO ZNOWU ZAMIENIĘ PANA WE FRETKĘ! – wywarczał, uprzedzając następne protesty.

Draco wstał i spróbował użyć różdżki, by wykonać polecenie nauczyciela, ale Hermiona rzuciła urok, tak by magią nie można było tego usunąć. Biedny Malfoy wziął kosz na śmieci i, ostrożnie manipulując różdżką, przeniósł odchody do niego. Uczniowie śmiali się z niego tak bardzo, że mieli łzy w oczach. Snape machnął różdżką by pozbyć się odoru wciąż unoszącego się w pomieszczeniu po tym jak Draco wyniósł z niej kubeł.

Później lekcja została normalnie przeprowadzona. Snape nieznacznie ignorował Hermionę i Dracona, patrzącego się na nią, a także Harry’ego i Rona. Dziewczyna wiedziała, że musi strzec się blondyna skoro wojna została wypowiedziana.

*~*~*

Przed kolejną lekcją Eliksirów, Gryfoni i Ślizgoni zajęli swoje miejsca w oczekiwaniu na następne atrakcje. Hermiona, Harry i Ron szybko zauważyli nieobecność Malfoy’a, Crabbe’a i Goyle’a.

Draco schował się za rogiem korytarza i czekał na Snape’a, który miał nadejść z przeciwnego kierunku. Na jego znak, Crabbe i Goyle wpadli na nauczyciela, rozpraszając go na tyle, że Malfoy, który pozostał w ukryciu, mógł użyć różdżki i nałożyć na niego urok, tak by się w tym nie zorientował.

- Uważajcie, jak chodzicie! – wysyczał, wzdragając się w środku z bólu. Jego ciało stało się bardziej wrażliwe na dotyk. – Wchodźcie do klasy – krzyknął.

Trójka Ślizgonów w pośpiechu weszła do klasy i szybko zajęła swoje miejsca, zanim profesor wpadł do pomieszczenia. Obracając się twarzą do uczniów, rozpoczął swój wykład, jednak studenci śmiali się i wskazywali na niego. Stał tam, próbując zrozumieć, co jest dzisiejszą rozrywką, gdy ostrzegł pannę Parkinson wskazującą na swoje czoło. Szybko podszedł do biurka, przywołał lusterko i spojrzał w nie. Na środku jego czoła znajdowała się blizna w kształcie błyskawicy, identyczna z Harry’ego. Klasa wybuchła głośniejszym śmiechem, gdy skierował przeszywające spojrzenie na Hermionę, a później na Harry’ego.
- Nie zrobiłem tego! – zaprotestował Potter, zanim Snape zdążył go obwinić słownie. – Szczerze, proszę pana!
- A właśnie, że to wina Pottera! – krzyknął Draco. – Słyszałem jak on, Granger i Weasley planowali to dzisiaj rano!
- WASZA TRÓJKA MA TYGODNIOWY SZLABAN Z PANEM FILCHEM! – zagrzmiał Snape.
- Mogę udowodnić, że to nie my! – powiedziała Hermiona, wstając z miejsca i podążając do przodu klasy. Chwyciła Dracona, popchnęła na podłogę i obszukała.
- Co ty wyprawiasz, Granger? – wykrzyczał Malfoy, jednak Hermiona nie odezwała się słowem. W końcu znalazła jego różdżkę.
- Priori Incantatem! – powiedziała, trzymając ją przed Snapem, a różdżka ujawniła urok wykorzystany do umieszczenia blizny.

Snape chwycił różdżkę chłopaka, przełamał ją na pół i wysyczał
- Tydzień z panem Filchem!

- Na Salazara, czemu o tym nie pomyślałem, kiedy umieściła odchody fretki na pańskim biurku? – zajęczał Draco.
- Ponieważ – Snape jedwabiście przeciągał samogłoski – głupota jest główną cechą charakterystyczną rodu Malfoy’ów, a teraz ZAMKNIJ SIĘ!
Draco obrócił się do Crabbe’a i Goyle'a i wyszeptał
- Wiecie, co to oznacza?
- Że musisz wysłać do ojca sowę i zawiadomić go, iż potrzebujesz nowej różdżki, bo Snape znowu przełamał ją na pół? – zapytał Crabbe.
- Nie, idioto – Draco popatrzył na niego krzywo. – To oznacza wojnę – i obdarzył Harry’ego, Rona i Hermionę złym spojrzeniem.

Wszyscy Gryfoni wraz z kilkoma Ślizgonami śmiali się tak bardzo, że nie byli w stanie przestać. Snape wiedział, że sytuacja jest beznadziejna, zwłaszcza, że nie czuł się dzisiaj zbyt dobrze. Zdjął z siebie urok, pozbywając się błyskawicy z czoła i wysłał uczniów do biblioteki, by wykonali niezależne badania.

Wracając do swoich kwater, rozmyślał o balsamie, który Hermiona zrobiła dla niego. Poziom trudności, jaki prezentował balsam podczas warzenia, był w stanie osiągnąć jedynie Mistrz Eliksirów, a teraz również Hermiona go zdobyła. Wreszcie, dzisiaj, gdy Draco chciał się na niej odegrać, była wystarczająco sprytna by odwrócić kota ogonem bez najmniejszego zastanowienia. Snape zaczynał postrzegać ją w nowym świetle, jednak szybko oczyścił swój umysł z tych myśli, gdyż musiał skoncentrować się na swoim eliksirze.

*~*~*

Hermiona kontynuowała pracę nad eliksirem i nawet dokonała pewnych postępów, jednak nie były one wystarczające. Wiedziała, że gdyby miała kogoś do dyskutowania swoich teorii, to mogliby je rozważać, jednakże jedyną osobą, kompetentną w tym zakresie, był profesor Snape. Zamierzała mu się przyznać do pracy nad tym eliksirem, ale jak miała to zrobić? Wiedząc, że nie ma na to lepszego sposobu niż szczerość, wzięła swoje notatki oraz fiolkę Brązowego Szlamu w Butelce i poszła do lochów.

- Czego pani chce, panno Granger? – Snape niechętnie pozwolił jej wejść.
- Jest coś, co muszę panu koniecznie wyznać, co naprawdę pana rozwścieczy, profesorze, ale muszę to powiedzieć – odezwała się cicho.
- Proszę bardzo – rzekł, krzyżując ręce na piersi i patrząc na nią uważnie. Jej włosy były rozczochrane i odgarnięte do tyłu, pokazując, że zajmowała się innymi sprawami.
- Obserwowałam pana warzącego ten eliksir od pierwszego dnia, w którym dał mi pan szlaban. Zafascynował mnie – zrobiła przerwę by obserwować jego reakcję, która widoczna była w coraz intensywniejszym spojrzeniu. – Zaintrygował mnie tak bardzo, że podkradłam pańskie notatki i próbowałam panu pomóc tworząc go samodzielnie. – Wzdrygnęła się, gdy wypowiedziała ostatnie słowa, obawiając się jego pierwszej reakcji.
- Jak pani śmiała, panno Granger? Będę musiał panią wydalić za kradzież – zagrzmiał.

Hermiona podała mu najświeższy Brązowy Szlam w Butelce wraz ze swoimi notatkami.

- PRZECZYTAJ JE! – wykrzyknęła tak rozkazującym tonem, że Snape oniemiał. Wyrwał je z jej rąk i podszedł do biurka. Wpatrując się w jej notatki, poczuł natychmiastowe zainteresowanie jej teoriami i zaczął je czytać słowo po słowie.

- Ma pani tutaj kilka interesujących teorii, panno Granger, ale czego pani chce ode mnie? – spytał podejrzliwie.
- Chcę panu pomóc uwarzyć eliksir, który w pełni odbuduje pańskie nerwy. – powiedziała.
- Nie. To nie pani sprawa. Proszę wyjść! – wysyczał.
- Nie, nigdzie się nie wybieram! – odpowiedziała, podnosząc głos.
- Roztropniej byłoby teraz wyjść!
- Jeśli nie pozwolisz mi pomóc, uczynię piekło z twojego życia! – jej głos przybrał poważny ton.
- Moje życie już jest piekłem, gdybyś tego nie zauważyła – warknął na nią zanim opuścił pokój. Normalnie doprowadziłby ją do łez, teraz jednak nie miał na to energii.
- Cóż, więc stanie się jeszcze gorsze – wymruczała, zanim jednak wyszła, zaczarowała każdy obraz, okładki książek, kociołek, pergamin oraz wszystko, co tylko przyszło jej na myśl w kolory Gryffindoru wraz z jego symbolami. Zadowolona, opuściła pomieszczenie.

W chwilę później Snape wrócił do swojego laboratorium by zabrać się do pracy i prawie dostał zawału, gdy zobaczył wszędzie symbole Gryffindoru. Rzucił kilka uroków by się ich pozbyć, jednak sparaliżowało go mocniej, gdy zdał sobie sprawę, że rzuciła inny czar na każdy przedmiot. W końcu poddał się – na razie.

Kiedy pracował nad swoim eliksirem, Albus przyszedł go odwiedzić.

- Witaj, Severusie – powiedział. – Czy panna Granger zamierza ci pomóc?
- O czym ty myślisz? – zazgrzytał zębami.
- Myślę, że jesteś głupcem nie przyjmując jej pomocy. Jest bardzo inteligentną i przebiegłą wiedźmą, która, jeśli mogę dodać, wie jak ozdabiać – rzekł Albus, rozglądając się dookoła i podziwiając wystrój.
- Powinienem wyrzucić ją za kradzież.
- Gdybyś naprawdę chciał ją wyrzucić, zrobiłbyś to, kiedy zdałeś sobie sprawę, że wzięła składniki z twoich prywatnych zbiorów by uwarzyć ten balsam przeciwbólowy. Nie, Severusie, myślę, że podziwiasz pannę Granger na równi z innymi nauczycielami, jesteś jednak zbyt uparty i twardogłowy by to przyznać.
- Skończyłeś? – wysyczał.
- Nie, jeszcze jedno. To jest tylko cisza przed burzą. Nie możesz odejmować jej punktów lub dawać szlabanów zanim nie zaakceptujesz jej pomocy. Dobranoc, Severusie – dodał delikatnie Albus zanim wyszedł.

Severus wiedział, że powinien przyjąć jej ofertę, ponieważ wspólnie mieliby większe szanse na znalezienie lekarstwa, był jednak zbyt zawzięty by pozwolić jej, Małej-Pannie-Wiem-To-Wszystko, pomóc sobie. Nawet, jeśli coraz bardziej fascynowały go jest zdolności i talent.

Rozdział 3

Eliksir przeciw bólowy

Hermiona spędziła kilka następnych dni na ciągłym przeglądaniu notatek profesora Snape’a. Była zaskoczona, kiedy odkryła, że klątwa Cruciatus wywołała u niego nieodwracalne zmiany w układzie nerwowym. Ponieważ klątwa ta zwiększa odczuwalność bólu, nerwy po pewnym czasie zaczynają zanikać, a całe ciało co jakiś czas odczuwa ból taki, jak przy Cruciatusie. W notatkach przeczytała także, że ból jest teraz tysiące razy silniejszy, niż wtedy, kiedy profesor znajdował się pod działaniem zaklęcia. Jest teraz tak silny, że powoduje utratę przytomności – coś, co nigdy wcześniej się nie zdarzało, kiedy Czarny Pan rzucał na niego tę klątwę. Im dłużej czytała, tym lepiej zaczynała rozumieć, że eliksir, który profesor Snape próbuje uwarzyć ma nie tylko na celu złagodzić efekty klątwy, ale także odbudować jego zniszczone nerwy.
Dziewczyna skierowała się do Działu Ksiąg Zakazanych, zdecydowana pomóc Snape’owi. Nawet to, że go nie lubiła nie mogło jej przeszkodzić postanowieniu. Zamierzała zrobić wszystko co mogła, by mu pomóc. Może i nie umiała uwarzyć eliksiru, który odbudowałby jego nerwy, ale na pewno mogła pomóc w pracach badawczych albo mogła sporządzić jakiś wystarczająco silny środek przeciwbólowy. Wiedząc, że Snape za nic w świecie nie pozwoliłby sobie pomóc, pozostało jej tylko jedno: musiała dostanić jak największą ilość szlabanów. Tylko wtedy mogła monitorować jego postępów.
Nadeszła kolejna lekcja eliksirów. Snape wyglądał tak źle jak zawsze i był tak samo wściekły. Hermiona czekała, aż profesor sprawdzi obecność. Chciała sprawdzić czy nadal ją ignoruje. Kiedy ominął jej nazwisko, uśmiechnęła się do siebie, wiedząc, że już niedługo dostanie następny szlaban.
Kiedy przechodził między ławkami, prowadząc lekcję i zastraszając uczniów, Hermiona podniosła rękę i szybko odezwała się, zanim zdążył ją zignorować:
- Severusie, jak masz na drugie imię?
Klasa parsknęła śmiechem, kiedy profesor zatrzymał się i rzucił dziewczynie swoje niesławne spojrzenie, po czym tylko prychnął i kontynuował dalej lekcję.
- Hmmm... Interesujące. Nie wiedziałam, że jest takie imię, jak pfff. Severus pfff Snape. Jak się pisze pfff, profesorze?
Klasa śmiała się do rozpuku, dopóki Snape krzyknął „CISZA!”. Dalej kontynuował prowadzenie lekcji, nadal ignorując Hermionę, która wciąż uśmiechała się pod nosem. Gdy Snape odwrócił się do niej plecami, wyciągnęła ze swojej torby książkę i przesiadła się o jedno miejsce do przodu.
- Hermiona! – syknął Harry, ale ona tylko machnęła na niego ręką.
Kiedy Snape odwrócił się do niej plecami, przesiadła się o kolejne miejsce do przodu. Kilka osób siedzących z tyłu klasy chichotało cicho, ale profesor nie zorientował się, co się dzieje, gdyż uparcie nie patrzył na Hermionę, ignorując ją. Dziewczyna dotarła w końcu do ławki w pierwszym rzędzie, siadając na pustych miejscach, bądź zamieniając się po drodze miejscami z innymi.
Snape stał właśnie między ostatnimi ławkami, kiedy zorientował się, że Hermiona znikła.
„Gdzie ona jest?” - pomyślał, rozglądając się ostrożnie po sali. W końcu dostrzegł ją w pierwszej ławce. Podszedł do niej szybko i stanął tuż przed dziewczyną.
- Co ty wyprawiasz? – wysyczał, rzucając w jej stronę groźne spojrzenie.
- Chciałam osobiście przekazać panu kopię biografii Gilderoya Lockharta, z autografem, o który pan profesor prosił – odpowiedziała, brzmiąc tak szczerze, jak tylko mogła, podając mu książkę.
- Gryffindor trafi pięćdziesiąt punktów, a pani ma szlaban – powiedział.
- Dzisiaj?
- O ósmej!
Uśmiechnęła się.
Tego wieczoru na szlabanie Hermiona uwarzyła kilka eliksirów dla pani Pomfrey, gdyż Snape był zbyt zajęty swoim eliksirem. Dziewczyna zauważyła, że jego ruchy nie były tak precyzyjne, jak kiedyś, co utwierdziło ją jeszcze bardziej w postanowieniu, że musi pomóc mu znaleźć lek.
Ostrożnie obserwowała jego ruchy, kiedy warzył eliksir, zapamiętując wszystko, by móc to później powtórzyć w swoim własnym pokoju. Kiedy wyszedł na krótko z lochów, skopiowała szybko jego notatki, próbując zostawić wszystko tak, jak było. Skończyła warzyć eliksiry, posprzątała na swoim stanowisku i wyszła, nie zamieniając z nim ani jednego słowa przez cały wieczór.

***

- Hermiono – powiedział Harry pewnego dnia, kiedy jedli śniadanie w Wielkiej Sali. – Co się z tobą dzieje?
- Zachowujesz się tak, jak ludzie oczekują, że ja i Harry będziemy się zachowywać – dodał Ron.
- Ufacie mi? – zapytała.
- Cóż... Zazwyczaj tak, ale twoje zachowanie od niedawna... – zaczął Harry, ale dziewczyna mu przerwała.
- Nie licząc mojego zachowania na eliksirach – ufacie mi? – powtórzyła, a jej głos przybrał bardziej poważną barwę.
- Tak – powiedzieli jednocześnie.
- To dobrze. Potrzebuję waszego zaufania. Nie mogę wam teraz wszystkiego wytłumaczyć, ale mogę wam wyjawić, że kiedy próbuję wpakować się w kłopoty, to dlatego, że chcę dostać szlaban.
- O-oszalałaś? – wyjąkał Ron.
- Może, ale... – Tak bardzo chciała im powiedzieć, gdyż zawsze byli szczerzy wobec siebie. – Proszę, po prostu mi zaufajcie.
- Okej, Hermiona – rzekł Harry. – Ufamy ci, prawda Ron? – Ron przytaknął krótko. – Ale jeżeli wpakujesz się w coś poważnego, to przestaniesz, dobra?
- Jasne. – Uśmiechnęła się.
- Yyy... Hermiona – zaczął Ron. – Jak będziesz próbowała dostać szlaban, to czy możemy ci w tym pomóc?
- Jasne, tylko musicie uważać, żeby samemu nie znaleźć się na szlabanie.

***

Hermiona specjalnie unikała szlabanów przez dwa tygodnie, ponieważ musiała się skupić nad swoimi eliksirami – rekonstruującym nerwy oraz środkiem przeciwbólowym. Robiąc porządki w szafce z ingrediencjami, udało jej się pożyczyć kilku potrzebnych składników.
Tworzenie środka przeciwbólowego postępowało zgodnie z planem, ale musiała się skupić na tym, by zwiększyć działanie specyfiku, tak, by nie czynić odrętwiałymi miejsc, na które zostanie zaaplikowany. Ponieważ Snape był mistrzem eliksirów, polegał w większości na swoim zmyśle dotyku, kiedy przygotowywał ingrediencje potrzebne do warzenia mikstur.
Pod koniec drugiego tygodnia wolnego od szlabanów Hermiona stwierdziła, że środek przeciwbólowy jest już gotowy. Ale zaskoczyło ją, że to, co miało być eliksirem, przybrało formę balsamu, który trzeba zaaplikować na obolałe miejsce. Przelała trochę specyfiku do słoika, zamknęła go szczelnie, włożyła do swojej szkolnej torby i poszła na podwójne eliksiry z myślą, że dziś powinna dostać szlaban.
Dziewczyna przyszła wcześniej i usiadła na krześle nauczyciela. Uczniowie przebywający w klasie uśmiechnęli się i oczekiwali z niecierpliwością dzisiejszej rozrywki.
Kiedy profesor wszedł do klasy, Hermiona szybko stanęła na jego krześle i ogłosiła:
- Oto przed państwem człowiek, który nie tylko jest strasznie inteligentny, posiada niewiarygodne poczucie humoru, ale także człowiek, który potrafi śpiewać! Dawaj czadu, Seviś! – Po czym zaczęła klaskać i gwizdać, ale profesor zignorował ją, podchodząc, jakby nigdy nic, na swoje zwykłe miejsce z przodu klasy.
Uczniowie patrzyli oniemiali na swojego nauczyciela tak, jakby oczekiwali od niego, że naprawdę zaraz zaśpiewa. Jednak on tylko odwrócił się przodem i rozpoczął kolejną lekcję.
- No cóż, to rozczarowujące – powiedziała dziewczyna, chwytając swoją torbę i oddalając się w kierunku ostatnich ławek. – W ten sposób nigdy nie zostaniesz wielką gwiazdą! – ostrzegła go i usiadła na swoim miejscu.
Snape zaczął głębokim głosem:
- Dzisiaj zaczniemy warzyć eliksir leczniczy...
- Niech pan zapomni o eliksirach leczniczych! Uwięźmy w butelce trochę sławy! – krzyknęła Hermiona, przerywając mu, ale profesor, jakby nigdy nic, kontynuował dalej:
- ... do sporządzenia którego potrzebować będziemy skórki boomslanga. Zanim uwarzycie ten eliksir, musicie najpierw zrozumieć i mieć wzgląd na jego właściwości... – Lekcja trwała dalej.
Po czterdziestu minutach wykładu, do sali wleciała Hedwiga, niosąc duży zwój pergaminu. Podleciała do biurka Snape’a i upuściła pakunek. Harry skrzywił się, wiedząc, że profesor rozpozna jego sowę. Hermiona zapytała wcześniej czy może ją pożyczyć, ale nie chciała powiedzieć po co.
Profesor podejrzliwie spoglądał na zwój, podczas gdy ten rozwinął się ukazując jakieś dwieście stóp zapisanego pergaminu. Zerkając na pierwszą linijkę tekstu, przeczytał:

Moje wakacyjne przygody, napisane przez Hermionę Granger.
Z dedykacją dla Severusa pfff Snape’a


Wraz z machnięciem różdżki, rolka zniknęła w płomieniach, a on sam zajął się na nowo kontynuowaniem lekcji.
Dziewczynie zaczynały kończyć się już pomysły, a klasa szykowała się już do wyjścia. Nabrała powietrza głęboko w płuca, podbiegła do Snape’a i przytuliła go mocno. Klasie zaparło dech ze zdziwienia, podczas gdy profesor próbował uwolnić się z uścisku.
- Doszłam do wniosku, że nie był pan dość często przytulany w dzieciństwie – powiedziała, puszczając oko.
- Gryffindor traci pięćdziesiąt punktów, a pani ma szlaban – powiedział.
- Dzisiaj?
- O ósmej!
Uśmiechnęła się, gdy odtańczyła już przed klasą taniec zadowolonych kanibali.
Zaraz po tym przyszli Ron i Harry.
- Nie mogę uwierzyć, że go przytuliłaś! – fuknął rudzielec. – To było po prostu niesmaczne.
- Oj, zamknij się, Ron – warknęła. – Powiedziałeś, że mi ufasz.
- Przepraszam – odpowiedział.
- No, no, no... Granger ma chłopaka! – zaszydził Draco, który czekał aż dziewczyna opuści lochy. Nie będzie przecież jej dokuczał na obszarze zasięgu słuchowego Snape’a.
- Odwal się, Malfoy! – warknął rudzielec.
- Ooooj, Weasley jest zazdrosny – zadrwił Ślizgon.
- Malfoy, trzymaj się ode mnie z daleka albo pożałujesz – ostrzegła go Hermiona, ale blondyn jej nie słuchał, kontynuując.
- No co jest, Granger? Dwóch Gryfonów ci nie wystarczało i musiałaś się zabrać za opiekuna Slytherinu? – wysyczał Draco.
Hermiona i jej dwóch przyjaciół wyciągnęło różdżki kierując je w stronę blondyna i jego dwóch nieodłącznych goryli. W czasie gdy Malfoy i Goyle uczynili to samo, Crabbe nadal szukał swojej.
- Co się tutaj dzieje? – zapytała profesor McGonagall, która, tak się złożyło, szła właśnie w stronę Wielkiej Sali. Nim ktokolwiek zdołał się odezwać, mówiła dalej. – Schowajcie różdżki i w tej chwili wszyscy marsz do swoich pokoi wspólnych!
Cała szóstka rozeszła się natychmiast, wiedząc lepiej niż się z nią wykłócać. Ron gotował się ze złości, kiedy cała trójka dotarła do wieży Gryffindoru.
- Tak bardzo chciałem w niego czymś rzucić! – wysyczał.
- Nie martw się, Ron – Hermiona uśmiechnęła się do niego. – Będziesz miał okazję się na nim odegrać. Wszyscy będziemy, ale musisz poczekać do następnych Eliksirów.
Rudzielec uspokoił się w końcu na tyle, by móc przystać na jej warunki.

***

Tego wieczoru na szlabanie, Hermiona porządkowała całą prywatną bibliotekę Snape’a. Ponieważ szukał jakiegoś rozwiązania dotyczącego jego eliksiru, powyciągał prawie wszystkie książki i nie poodkładał ich na miejsce.
Nagle kątem oka zauważyła, ze profesor osunął się na kolana trzymając się za lewą rękę. Podbiegła szybko do swojej szkolnej torby, wyciągnęła z niej słoik z balsamem i wróciła do niego. Jego ręka trzęsła się we własnym uścisku, a ból był widoczny na jego twarzy. Otworzyła słoik i wzięła pełną garść specyfiku, przyklękając obok. Szybko wtarła środek przeciwbólowy w jego skórę, próbując jednocześnie wyjąć obolałe przedramię z silnego uścisku, by móc wetrzeć balsam na całej jego powierzchni. Masowała i wcierała przez jakieś dwie, trzy minuty zanim mężczyzna kompletnie się rozluźnił i zorientował się co robi dziewczyna. Patrzył, jak nabiera więcej balsamu i jeszcze raz wciera go w jego przedramię.
- Co to jest? – zapytał, nadal nieco zdyszany.
- To balsam przeciwbólowy, który udoskonaliłam. Pomaga panu? – mówiła, nadal masując jego ramię.
- Tak – odpowiedział, cofając rękę, kiedy zorientował się, że nadal go masowała.
- Jakich składników użyłaś? – zapytał, wąchając zawartość słoika.
Dziewczyna powiedziała mu z czego wykonała balsam, a później wyciągnęła swoje własne notatki, podając mu je. Wstał i zaczął uważnie czytać, będąc pod wrażeniem jej umiejętności. Sam próbował stworzyć jakiś środek przeciwbólowy, ale albo wprawiał go w totalne odrętwienie, albo nie likwidował zupełnie bólu. Pocierając palce był naprawdę pod wielkim wrażeniem, że nie stracił zupełnie zmysłu dotyku.
- Po co to stworzyłaś? – zapytał, nieco bardziej szorstko, niż na początku zamierzał.
- Miałam za dużo wolnego czasu – odpowiedziała, wiedząc, że jeśli powie całą prawdę, to profesor nigdy więcej nie pozwoli jej zbliżyć się do swojego laboratorium.
- Kłamiesz tak samo dobrze, jak Longbottom warzy eliksiry – wysyczał. – Mów prawdę!
- Dobrze – powiedziała, postanawiając, że powie mu tylko tyle, ile musi wiedzieć. – Wiem, że cierpi pan z powodu skutków ubocznych klątwy Cruciatus.
- Skąd? – zażądał.
- Dwa tygodnie temu, kiedy miałam tutaj szlaban, to miał pan atak. Zawiadomiłam Dumbledore’a – przyznała się.
Był wdzięczny za to, co zrobiła, a jednocześnie zbyt dumny, by powiedzieć po prostu „Dziękuję”. Zamiast tego wysyczał:
- Twój szlaban właśnie się skończył. Możesz wyjść. – I wyszedł z laboratorium, z jej notatkami w dłoni.
Hermiona uśmiechnęła się do siebie, kiedy podnosiła słoik z balsamem, stawiając go na ławce. Wyszła.






Rozdział 2

Eliksir profesora Snape’a

- Hermiona! – krzyknął Harry. – Wszędzie cię szukaliśmy! 

- Cześć, Harry – powiedziała, zamykając książkę, którą właśnie czytała. 
- Wszystko w porządku? Nie było cię na obiedzie – rzekł Potter. 
- Nic mi nie jest. Czytałam po prostu – powiedziała, odkładając książkę. 
Harry przeczytał głośno tytuł: 
- „Dziesięć tysięcy najrzadszych składników eliksirów”. Hermiono, jesteś niesamowita! Wyleciałaś z podwójnych eliksirów, nie poszłaś na obiad, żeby czytać cały czas o miksturach! – rzekł.
- Znasz mnie – odpowiedziała szybko. – Próbuję nadrobić to, co przegapiłam na lekcji. Boże, spójrz na zegarek! Za trzy minuty mam być w lochach!
Harry pomógł jej poodkładać książki na miejsce, dziewczyna puściła się biegiem przez korytarze.
Gdy dotarła pod drzwi gabinetu Snape’a, zapukała ostrożnie, wiedząc, że jest już spóźniona, ale nikt jej nie odpowiedział. Zapukała jeszcze raz, ale znów nie doczekała się odpowiedzi. Wiedząc, że byłaby w jeszcze większych tarapatach, gdyby sobie poszła, nacisnęła klamkę i weszła do środka. Zrobiło jej się niedobrze, kiedy pomyślała o spotkaniu twarzą w twarz z profesorem po tym, co mu powiedziała. Rozejrzała się po pomieszczeniu, ale Snape’a nie było w gabinecie. Zauważyła na biurku książki i przyjrzała się im, wtedy dostrzegła notatkę, którą jej zostawił.

[center]Panno Granger,
proszę odrobić dzisiejszą pracę domową, późnej może pani odejść.
Profesor S. Snape.[/center] 


Kamień spadł jej z serca, kiedy przeczytała, że ma tylko nadrobić zaległości. Spodziewała się czegoś dużo gorszego. Szybko skończyła i wyszła. Podczas pobytu w lochu napięcie, jakie wywołała myśl, że Snape może pojawić się w każdej chwili było ogromne, więc kiedy wyszła poczuła, że znów może oddychać. Nadal zmęczona po poprzedniej nocy poszła prosto do łóżka i od razu zasnęła.
Do końca tygodnia Snape nie pojawił się na szlabanie Hermiony. Zostawiał tylko instrukcje dotyczące tego, co miała zrobić danego dnia. Raz musiała poukładać wszystkie ingrediencje w kantorku, a następnym razem po prostu posprzątać. Tylko pierwszego wieczoru mogła odrobić zadanie domowe. Podczas lekcji Hermiona ignorowała Snape, a on ignorował ją. Ich stosunki nauczyciel – uczeń były czymś więcej niż tylko zwykłym nie znoszeniem się. To, co ich łączyło można było opisać kilkoma słowami. Odraza. Nienawiść. Pogarda. Wzajemne plucie na siebie.
Sytuacja zaczęła się uspokajać dopiero po kilku tygodniach, ale nadal się ignorowali. Na lekcjach Hermiona nie zgłaszała się, a Severus nie wywoływał jej do odpowiedzi. Kiedy sprawdzał obecność, omijał jej nazwisko. Gdy podpowiadała Neville’owi, ignorował ją. Zaczynało ją męczyć takie pomijanie, które w normalnych okolicznościach byłoby bardzo mile widziane. Jednak kto jak kto, ale ona bardzo poważnie podchodziła do swojej edukacji i nie miała zamiaru pozwolić, żeby jakiś tłustowłosy dupek zmarnował jej karierę. Nadszedł czas, by zwrócić na siebie jego uwagę.
Gryfoni i Ślizgoni weszli do klasy, zajmując swoje zwykłe miejsca. Hermiona siedziała między Harrym i Neville’em, uśmiechając się pierwszy raz będąc w tej klasie.
- Przygotuj się – szepnął Harry do Rona. – Nie podoba mi się ten jej uśmieszek.
Ron przytaknął dając znać, że zrozumiał ostrzeżenie.
Snape wpadł do klasy i otworzył dziennik. Kiedy doszedł do imienia Hermiony, opuścił je, ale wtedy ona krzyknęła głębokim, niskim głosem, próbując naśladować Snape’a:
- HERMIONA!
- Obecna! – odezwała się już normalnym głosem.
Kilka osób zachichotało, ale Snape nadal ją ignorował.
Lekcja trwała, Hermiona przysłuchiwała się wykładowi i jak zwykle robiła notatki, ale kiedy profesor zapytał czy ktoś ma jakieś pytania – zgłosiła się. Kiedy ja zignorował, odezwała się głośno:
- Severusie, co myślisz o tym, że Czarny Pan utrzymywał się przy życiu za pomocą krwi jednorożca?
Cała klasa siedziała z opuszczonymi szczękami, patrząc z niedowierzaniem jak Snape nadal prowadzi lekcję, zupełnie tak, jakby niczego nie słyszał, nadal ignorując dziewczynę. Nadszedł czas, by uczniowie zaczęli warzyć eliksir, o którym mówił profesor.
- Hermiona – szepnął Harry. – Co ty wyprawiasz?
- Zwracam na siebie jego uwagę – odpowiedziała. – Chcę, żeby przestał mnie ignorować.
- Coś czuję, że ją za to wywalą – szepnął Ron, a Neville mu przytaknął.
- Sprawdźcie, czy macie następujące ingrediencje - ogłosił Snape. – Ślaz.
- Przepyszny! – krzyknęła Hermiona, a oczy Rona zrobiły się tak duże, jak galeony.
Ignorując ją, Snape ciągnął dalej:
- Asfodelus.
- Fantastyczny! – krzyknęła jeszcze raz, oblizując usta.
- Bogowie... – jęknął Harry.
- Pokruszone żuki.
- Mmm, chrupkie!
- Miło było cię poznać, Hermiono – rzekł Ron, podczas gdy reszta klasy śmiała się pod nosem.
- Ropa czyrakobulwy.
- Ślinka cieknie!
Po tym komentarzu cała klasa zakrztusiła się, bo zrobiło im się niedobrze.
Snape kontynuował wymienianie składników, a Hermiona rozpływała się nad nimi w zachwytach. Ron, Harry i większość klasy krzywiła się, słuchając i myśląc, że dziewczyna wpadnie w tarapaty, ale Snape zszokował ich jeszcze bardziej i nadal ją ignorował.
Wszyscy uczniowie zaczęli warzyć swoje eliksiry, korzystając z list ze składnikami, które rozdał im profesor. Tylko Hermiona warzyła swój eliksir nieco inaczej.
Czekając aż Snape znajdzie się za nią, dodała ostatni składnik eliksiru. Usłyszeli wybuch, ale mikstura pozostała w kociołku.
„No, to zaczynamy” pomyślała, kiedy przełamał się stół. Specjalnie uwarzyła eliksir, który powodował, że zawartość jej kociołka ważyła dziesięć tysięcy razy więcej niż powinna normalnie. Po tym, jak jej kociołek połamał stół, kotły stojące po obu jego stronach ześlizgnęły się w dół, spadając na podłogę.
Cała klasa zerwała się na nogi, żeby zobaczyć całe zamieszanie i przeżyła lekki szok widząc głęboki na pięć stóp krater w kamiennej podłodze.
- Niech cię, Granger, masz rozmach! – rzekł Draco, będąc pod wrażeniem. – Mogę się założyć, że gdybyśmy byli na szczycie Północnej Wieży, ten kociołek przeleciałby przez wszystkie piętra! – Wszyscy się z tym zgodzili, lecz szybko rozpierzchli się po kątach, kiedy profesor Snape spojrzał na nich swoim sławnym spojrzeniem.
Hermiona po prostu uśmiechnęła się zanim zapytała:
- Czy to zasługuje na szlaban?
- O ósmej. W moim lochu – tylko tyle wysyczał, zanim odszedł.
- W końcu – mruknęła do siebie, zadowolona, że profesor ją zauważył.
Machnąwszy różdżką, posprzątała stanowiska innych uczniów, ale nie była silna na tyle, żeby sprzątnąć swój ciężki kociołek, leżący praktycznie na środku klasy.
- Zwariowałaś? – zapytał Harry Hermionę.
- CISZA! – warknął Snape, a uczniowie kończyli swoje eliksiry.

***

Tego wieczoru Hermiona przyszła na szlaban o czasie i weszła bez pukania, bo była pewna, że profesor nie zaszczyci jej swoją obecnością. Tak, jak oczekiwała, instrukcje zastała na biurku. To, czego nie oczekiwała, to obecność profesora warzącego eliksir.
Kontynuował swoją pracę nawet na nią nie spojrzawszy. Jeżeli o niego chodziło – nie istniała. Niemniej jednak nadal był odpowiedzialny za jej edukację i wiedział, że musi uwarzyć poprawnie dzisiejszy eliksir.
Dziewczyna specjalnie rozłożyła swoje rzeczy na tym samym stoliku, na którym pracował Snape, chcąc go zmusić, żeby się odezwał i kazał jej się przenieść. Były dwa powody, dla których usadowiła się właśnie tutaj. Pierwszy – chciała go podenerwować i drugi – bardzo chciała się dowiedzieć czegoś więcej na temat eliksiru, który warzył. Każdą wolną chwilę, jaką udało jej się ukraść miedzy lekcjami, uczeniem się i obowiązkami Prefekt Naczelnej, poświęcała na dogłębne studiowanie notatek, które skopiowała od niego poprzednim razem. Ingrediencje potrzebne do wykonania wywaru bardzo ją zainteresowały. Podobnie, jak procesy, którym musiały zostać poddane wydawały jej się ciekawe, ale nadal nie miała zielonego pojęcia do czego posłuży ten eliksir. Nie wiedziała nic poza tym, że w założeniu, eliksir ma pomóc zwalczyć efekty uboczne klątwy Cruciatus. Podejrzewała, że musi w tym być coś jeszcze. Coś poważniejszego, gdyż Snape spędzał nad kociołkiem coraz więcej czasu. Śledziła każdy jego ruch podczas gdy powoli warzyła swój własny eliksir.
Krojąc składniki, nuciła pod nosem. A kiedy wrzucała je do kociołka, zaczęła śpiewać:

W piosence tej jest końca brak,
Trzeba ją śpiewać ciągle tak.
Ci, co zaczęli śpiewać ją
Wnet dali wrobić się
I będą zawsze śpiewać ją
Dlatego tylko, że...

W piosence tej jest końca brak,
Trzeba ją śpiewać ciągle tak.
Ci, co zaczęli śpiewać ją
Wnet dali wrobić się
I będą zawsze śpiewać ją
Dlatego tylko, że...*

Śpiewała i śpiewała, i śpiewała, i śpiewała dopóki nie przerwało jej głośne:
- CISZA!
Kiedy kończyła eliksir, spojrzała na kolejne zadanie, jakie miała do wykonania.
„Umyć podłogę. Bez użycia magii.”
Przewróciła tylko oczami i oddaliła się, by napełnić wiadro wodą. Woda znów była tylko ciepła, ale szybko rzuciła zaklęcie, żeby ją podgrzać i zabrała się za czyszczenie. Nie opuściła lochów aż do północy.

***

Minął miesiąc, a Hermiona nadal denerwowała Snape’a. Harry i Ron odstąpili od planu „oko za oko”, gdyż jeszcze gorszym było to, że sami byli częścią niebezpiecznej gry.
W dniu, kiedy transmutowała wszystkie jego zwykłe pióra w fioletowe pawie pióra i pytała bez przerwy „Dlaczego profesor uratował Harry’ego przed upadkiem z miotły”, Snape nadal ją ignorował.
Kiedy sprawdzał kociołek każdego ucznia z osobna, a ją pominął, Hermiona krzyknęła:
- Słodziachny Seviczku, nie spojrzałeś na mój eliksir!
Tym właśnie zdaniem zarobiła kolejną karę.
Hermiona wpadła w obsesję na punkcie eliksiru Snape’a. Za każdym razem, kiedy miała szlaban spoglądała na niego i stwierdzała, że był innego koloru i konsystencji. Urządziła sobie nawet przenośne laboratorium w swoim pokoju, żeby także spróbować uwarzyć ten wywar. Jednak wychodziło jej tylko coś, co przypominało brązowy szlam. Nazwała go Brązowym Szlamem w Butelce.
Tego wieczoru, Hermiona była zajęta układaniem ingrediencji na półkach, podczas gdy Snape stał przed swoim kociołkiem, nadal próbując uwarzyć swój eliksir. Segregowała właśnie fiolki z eliksirami, kiedy katem oka spostrzegła, że profesor pada na kolana. Odłożyła naczynie i podbiegła do niego. Klęczał i ściskał mocno swoje lewe przedramię, wyraźnie się trzęsąc.
- Panie profesorze! – krzyknęła. – Co się dzieje? – zapytała, bojąc się, że to jego Mroczny Znak daje o sobie znać, lecz Snape nie odpowiedział.
Najpierw myślała, że to dlatego, że nadal ją ignorował, ale szybko zorientowała się, iż nie był w stanie jej odpowiedzieć, tak bardzo cierpiał. Przyklęknęła przy nim, starając się mu jakoś pomóc, ale bezskutecznie.
„Nie panikuj!” Pomyślała i podbiegła szybko do kominka. Szukając gorączkowo, znalazła trochę proszku Fiuu w puszce, rzuciła go w płomienie i wykrzyczała:
- Gabinet Dumbledore’a! – Weszła w zielone płomienie i natychmiast znalazła się tam, gdzie chciała. – Panie profesorze! Panie profesorze! – krzyknęła. – Potrzebuję pana pomocy!
Dyrektor wyszedł szybko ze swojej biblioteki.
- Co się stało, panno Granger?
- Profesor Snape! On... On… - nie wiedziała jak to opisać. – On potrzebuje pomocy!
Dumbledore rzucił w płomienie garść proszku Fiuu i podążył do laboratorium Snape’a, Hermiona tuż za nim. Znaleźli nieprzytomnego profesora leżącego na podłodze. Za pomocą zaklęcia Mobilicorpus, dyrektor przeniósł go do jego prywatnych kwater i położył na łóżku. Hermiona była zbyt zdenerwowana, by zorientować się, że weszła do komnat nauczyciela. Usiadła obok niego na łóżku. Bardzo chciała pomóc, ale nie wiedziała, do czego mogłaby być przydatna.
- Panno Granger, chciałbym, żeby poszła pani do skrzydła szpitalnego i powiedziała pani Pomfrey, że profesor Snape potrzebuje jej pomocy – rzekł Albus bardzo poważnym tonem. Hermiona przytaknęła i szybko wyszła.
Wróciwszy po kilku chwilach z pielęgniarką, Hermiona ruszyła za nią do pokoju Snape’a, ale dyrektor zablokował jej drogę.
- Panno Granger – powiedział. – Jestem bardzo wdzięczny za pani pomoc, ale muszę prosić, by pani wyszła.
Nieważne jak bardzo Hermiona chciała protestować – przytaknęła i odwróciła się, by wyjść.
- Panno Granger – odezwał się jeszcze raz dyrektor. – Oczekuję od pani pełnej dyskrecji, jako od Prefekt Naczelnej. – Spojrzał na nią znad swoich okularów połówek.
- Oczywiście, proszę pana – powiedziała, zanim Dumbledore zamknął drzwi do kwater Snape’a.
Stała na środku laboratorium profesora, próbując zrozumieć, co właściwie mu się stało. Owszem, był bezduszny i srogi, ale był też bohaterem wojennym i wieloletnim szpiegiem Zakonu Feniksa. Jego inteligencja i siła przewyższały inteligencję i siłę większości czarodziejów, a jednak leżał teraz nieprzytomny w swoim łóżku. Musiała mu pomóc, ale jak? Uśmiechając się, zdała sobie sprawę z tego, że jego notatki nadal leżały przy kociołku. Rozglądając się czy w pobliżu nie ma nikogo, kto mógłby ją podejrzeć, zaczęła przerzucać papiery, wtedy zauważyła, że leżał tam cały notes z jego spostrzeżeniami i wskazówkami. Wzięła pergamin z biurka i zaczęła kopiować kartkę po kartce. Po czym szybko opuściła pomieszczenie. Cokolwiek działo się teraz z profesorem Snape’em – wiedziała, że odpowiedź trzymała w rękach.

Rozdział 1

Zemsta Hermiony

Hermiona, Ron i Harry zaczynali swój siódmy rok nauki w Hogwarcie. Nie było już Voldemorta i cała trójka, wraz z czarodziejską społecznością, mogła zacząć cieszyć się życiem, zamiast bać. Trio siedziało właśnie na podwójnych Eliksirach ze Ślizgonami, pierwszej lekcji w semestrze. Profesor Snape, który od czasu śmierci Voldemorta był jeszcze większym bydlakiem, znajdował się w jednym ze swoich okropnych nastrojów. 
- POWIEDZIAŁEM: POKROIĆ ŻUKI! NIE POKRUSZYĆ, PANIE WEASLEY! – zagrzmiał profesor. – PANIE MALFOY, JEŻELI BĘDĘ ZMUSZONY PRZYPOMNIEĆ PANU JESZCZE RAZ, BY NIE FLIRTOWAŁ PAN Z PANNĄ PARKINSON, TRANSMUTUJĘ PANA WE FRETKĘ! 
- Jasna cholera! – szepnął Ron. – Co go ugryzło? 
- Nie mam pojęcia – odszepnęła Hermiona - ale rób tak, jak ci każe i... 
- PANNO WIEM-TO-WSZYSTKO GRANGER! ILE RAZY MAM PANI PRZYPOMINAĆ, ŻE NIE. WOLNO. ROZMAWIAĆ. PODCZAS. WARZENIA. ELIKSIRÓW? – Z każdym słowem robił jeden krok do przodu. 
Dziewczyna skrzywiła się, skupiając swój wzrok na eliksirze. 
- Gryffindor traci pięćdziesiąt punktów! – wysyczał, stojąc tuż przed nią i obserwując każdy jej ruch. Ślizgoni odetchnęli z ulgą, kiedy Snape zajął się Hermioną, ponieważ jego dzisiejsze okrucieństwo objęło wszystkie domy, nie wyłączając Slytherinu. 
Hermiona wzięła głęboki wdech i wypuściła powoli powietrze, nie zaprzestając cięcia składników potrzebnych do eliksiru, podczas gdy profesor się nie ruszał. Jego pełne nienawiści oczy skupiły się na niej, czekając, błagając, by zrobiła choćby jeden błąd. Genialna czarownica, jaką z pewnością była Hermiona, zdołała uwarzyć eliksir perfekcyjnie, doprowadzając Snape’a do jeszcze większej wściekłości. 
- JESTEM PROFESOREM, A WY UCZNIAMI! ŻĄDAM SZACUNKU! – krzyknął nauczyciel. – GRYFFINDOR TRACI DWADZIEŚCIA PUNKTÓW! ZA PANI OCZYWISTE POPISYWANIE SIĘ, PANNO GRANGER! – wysyczał i skierował się na przód klasy, by znów obserwować Ślizgonów. 
Kiedy lekcja wreszcie się skończyła, Harry i Ron wyszli z klasy i czekali na Hermionę. 
- Za co to wszystko, cholera, było? – zapytał Harry. 
- A ktoś mógłby powiedzieć, że życie będzie lepsze, kiedy nie będzie już Sami-Wiecie-Kogo – powiedział Ron. – Ten bydlak jest gorszy niż kiedykolwiek przedtem. I widzieliście jego włosy? Obrzydliwe! 
- Myśli, że jest taki wyniosły i wszechwładny – Hermiona przeszła koło nich mamrocząc pod nosem. - Już ja mu pokażę kto tu jest wyniosły i wszechwładny. Poczekajcie, a zobaczycie. Chce szacunku, to już ja mu go pokażę! 
Szła dalej, nie przejmując się tym, że jej najlepsi przyjaciele patrzyli na nią, jakby właśnie postradała zmysły. To musiało być naprawdę coś, skoro wkurzyło ją tak, by zaczęła mamrotać do siebie pod nosem, a Snape najwyraźniej dokonał tego podczas tylko jednej lekcji. 
Harry i Ron podążali tuż obok niej, podczas gdy ona szła, mówiąc do siebie cicho o tym, jak to ona mu pokaże ten szacunek, którego tak bardzo żąda. Weszli do pokoju wspólnego Gryffindoru i usiedli. Dziewczyna nagle zamilkła, a szelmowski uśmieszek wypłynął na jej twarz. 
- Co kombinujesz, Hermiona? – zapytał Ron. 
- Zobaczycie – odpowiedziała. - Zobaczycie. 
I cała trójka zaczęła odrabiać zadania domowe. 
Po godzinie, Hermiona zapytała: 
- Która godzina? 
- Prawie piąta, czas na kolację – odpowiedział Harry. 
- Dobrze. Wy dwaj idźcie. Ja was dogonię – powiedziała. 
- Ale, Hermiono... – zaczął Ron. 
- Po prostu idźcie. 
Chłopcy poddali się i poszli na obiad. Dziewczyna skierowała się do swojego pokoju i wzięła garść ziemi z doniczki jednego z jej kwiatów, włożyła ją do małego woreczka i podążyła do lochów. Wiedząc, że profesor Snape jest zawsze punktualny, widziała go jak opuszczał swój gabinet i odwracając się szybko pobiegła ile sił w nogach w stronę Wielkiej Sali. Zatrzymując się w progu, rozsypała ziemię na podłodze, wymruczała kilka zaklęć i pobiegła szybko na swoje miejsce. 
- O co w tym wszystkim chodziło, Hermiono? – zapytała ją Ginny razem z Harrym i Ronem, którzy śledzili każdy jej ruch. 
- Zobaczysz. Mam tylko nadzieję, że zadziała. Nie miałam okazji, by to przetestować – odpowiedziała, niecierpliwie czekając na pojawienie się Snape’a. – Nadchodzi – wyszeptała. 
Ku ogólnemu zdziwieniu, ziemia zamieniła się w płatki czerwonych róż, które zaczęły rozsypywać się metr przed stąpającym po nich mistrzem eliksirów, tworząc kwiatowy dywan wszędzie gdzie stanął. 
Na początku niczego nie zauważył. Szedł długimi krokami w stronę stołu nauczycielskiego, ale kiedy usłyszał kilka chichotów i parsknięć, zwolnił. Patrząc na uczniów, zobaczył, że pokazują jego stopy i śmieją się. Spojrzał w dół, by zobaczyć rozrzucone przed nim płatki róż i zatrzymał się nagle. Zmienił kierunek, ale płatki nadal rozsypywały się przed nim. Patrząc na uczniów spode łba usiłował znaleźć odpowiedzialnego. 
Kierując się raz jeszcze w stronę stołu nauczycielskiego, zajął swoje miejsce obok dyrektora. 
- Ach, róże jak dla króla! – powiedział Albus z dziwnym błyskiem w swoich niebieskich oczach. 
- Ugryź się! – odwarknął Snape, nakładając sobie jedzenie na talerz. 
Nadal było słychać chichot, kiedy płatki zaczęły gromadzić się coraz większą stertą wokół stóp profesora. Po jakichś dziesięciu minutach zaczęły wysypywać się na stół. Snape rzucił swój widelec i wstał, gapiąc się w stronę Gryfonów, wiedział, że mieli z tym coś wspólnego. Odwrócił się i wyszedł z Wielkiej Sali. 
- Hermiona! – wykrzyknął Harry. – To było genialne! 
- Serio, nie widziałem czegoś tak dobrego od czasu, kiedy Malfoy był fretką! – zgodził się z przyjacielem rudzielec. 
- Należało mu się – odparła chłodno dziewczyna. – Nie mam zamiaru dłużej znosić jego humorów. 
- Jak długo te płatki będą go prześladować? – zapytała Ginny. 
- Miałam tylko tyle czasu, by pojawiały się w obrębie Wielkiej Sali – odpowiedziała Hermiona, nakładając sobie kawałek zapiekanki i zaczynając jeść. 
- Co jeszcze masz dla niego zaplanowane? – zapytał Ron. 
- Słyszałeś kiedyś powiedzenie „Oko za oko, ząb za ząb”? – zapytała w odpowiedzi. 
- No – odrzekł Ron, uśmiechając się szeroko. 
- Będę się mścić tylko wtedy, kiedy Snape mnie obrazi, ośmieszy, nie doceni, albo będzie dla mnie wredny – wysyczała cicho. 
- A co z nami? – zapytała Ginny. 
- Ach, jesteście bardziej, niż mile widziani jeżeli chcecie się dołączyć do zabawy. Podsunę wam nawet kilka pomysłów, jeśli na was też będzie się wyżywał – powiedziała Hermiona. Grupa zaczęła się zastanawiać, jakimi sposobami można uprzykrzyć Snape'owi życie. Pod warunkiem, że sam zacznie. 
Kiedy wychodzili z Wielkiej Sali, dalej zaśmiewali się z różanych płatków i nie zauważyli wysokiej postaci, ukrytej w cieniu wejścia do najbliższej klasy. 
- Gryffindor traci dwadzieścia punktów – wysyczał mistrz eliksirów. 
Cała czwórka jak na komendę odwróciła się w jego stronę, zobaczyli skrzyżowane na piersi ręce i groźne spojrzenie. 
- Za co? – zapytał Ron. 
- Za zbyt głośne zachowywanie się w korytarzu – warknął. – I kolejne dwadzieścia punktów za podważanie autorytetu nauczyciela. - Ronowi opadła szczęka i Harry musiał dźgnąć go łokciem w bok, żeby się opanował. – Zachowujecie się tak, jakbyście mieli tutaj przyjęcie, a powinniście odrabiać prace domowe! Natychmiast wracajcie do pokoju wspólnego! 
Cała czwórka odwróciła się na pięcie, mrucząc pod nosem inwektywy. Kiedy weszli do pokoju wspólnego, rozsiedli się przed kominkiem. 
- Ja rozumiem to, że szpiegowanie dało mu popalić, ale, na gacie Merlina, wojna się skończyła! – powiedział Ron z trudem łapiąc powietrze. 
- Skoro myślał, że mamy imprezę w korytarzu, to ja mu pokażę prawdziwą prywatkę – rzekł Harry. – Ginny, ty masz zdolności plastyczne, pomożesz mi? 
- Jasne – zaszczebiotała Ginny, czerwieniąc się na samą myśl, że Harry potrzebuje jej pomocy. Była w nim zakochana od pierwszego dnia, kiedy go zobaczyła i w każdej chwili mogła zrobić dla niego wszystko. 
- Co zrobimy? – zapytał podekscytowany Ron. 
- Razem z Hermioną zajmiecie się dekoracjami – odpowiedział Chłopiec-Który-Przeżył, zapraszając ich gestem, by się zbliżyli. – Zrobimy tak... – Wytłumaczył im cały plan ze wszystkimi detalami, zmuszając swoich przyjaciół do niekontrolowanego chichotu, czy okazjonalnych wybuchów śmiechu. – Czy są jakieś pytania? – zapytał Harry, na co grupa zgodnie pokręciła przecząco głowami. – Dobrze, wszyscy powinni być gotowi na następne podwójne eliksiry – zadrwił chłopak. 

*** 

Podczas obiadu Wielka Sala wypełniona była po brzegi rozgadanym tłumem uczniów, omawiających swoje lekcje. Brunatna sowa wleciała do pomieszczenia, niezauważona przez większość uczniów. Wylądowała przed profesorem Snape’em, który niepewnie odwiązał kartkę od nóżki ptaka, rozglądając się dookoła i zastanawiając się nad tym, kto jest za to odpowiedzialny, ale niewiele osób zauważyło cokolwiek. 
Kiedy otworzył kartkę, wleciało więcej sów, które wylądowały przed każdym nauczycielem przy stole nauczycielskim. Dopiero teraz większość uczniów zauważyła, że coś się dzieje. Snape spojrzał na kartkę i odkrył, że jest to zaproszenie urodzinowe. Na pierwszej stronie znajdował się obrazek wielkiego, czarnego psa wyprowadzanego na spacer przez wysokiego osobnika w czarnych szatach, który bardzo przypominał jego samego. Burknął coś pod nosem, kiedy otwierał kartkę. 

Czas na Imprezkę! 

Zostałeś zaproszony na przyjęcie urodzinowe 
Syriusza Blacka! 

Kiedy: Środa 

Gdzie: Klasa Eliksirów 

Dlaczego: Ponieważ Syriusz jest moim najlepszym przyjacielem! 

Przyjęcie wyprawia: 

Severus Snape 
mistrz eliksirów. 

Reszta profesorów zaczęła się śmiać, gdy przeczytała swoje zaproszenia. 
- O której godzinie, Severusie? – zapytała McGonagall. 
- Co mam przynieść? – dopytywała się pani Hooch. 
Snape rzucił im gniewne spojrzenie i zaczął je ignorować. Ostrożnie przyglądał się uczniom, ale żaden nie wyróżniał się z tłumu. 

*** 

Wychodząc ze swoich kwater, Severus Snape masował sobie skronie. Ból głowy, którego nabawił się na ostatniej lekcji, nie przeszedł, wręcz przeciwnie, zdawał się pogarszać z każdym krokiem, który przybliżał go do klasy eliksirów, w której oczekiwali na niego Gryfoni i Ślizgoni. „Bogowie dopomóżcie” pomyślał, gdy za pomocą zaklęcia, robiąc wiele hałasu otworzył drzwi. 
Złoto-bordowe balony oraz urodzinowa muzyka, która dobiegała z klasy, zaszokowała go. 
- CO TU SIĘ, DO JASNEJ CHOLERY, DZIEJE?! – wrzasnął, ale nikt ze zgromadzonych go nie usłyszał, dopóki nie pozbył się wszystkich balonów i nie wyłączył muzyki jednym machnięciem różdżki. 
Cała klasa spojrzała na niego próbując się uśmiechać, ale widać było, że trzęsą się ze strachu w oczekiwaniu na jego reakcję. Gdy przyjrzał się dokładnie, zauważył, ze każda obecna w pomieszczeniu osoba trzymała w ręku zaproszenie, identyczne z tym, które on sam otrzymał na obiedzie. Nawet Ślizgonów bawił ten dowcip, gdyż Snape bezlitośnie odbierał im punkty i rozdawał szlabany. 
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że profesor nie wytrzyma i wybuchnie zbierającą złością, ale nagle zauważył, że Hermiona spokojnie jadła kawałek ciasta. 
- Co ty, na Merlina, robisz? – wysyczał nienawistnie przez zaciśnięte zęby, ale dziewczyna tylko zlizała czekoladę z palców. 
Niewinnie spojrzała w górę na swojego profesora i powiedziała: 
- Przepraszam, panie profesorze, ale to był ostatni kawałek ciasta. Ale jeżeli pan chce, to może pan wylizać mój talerz. – Jak gdyby nigdy nic podała mu naczynie. 
Na jego twarzy pojawił się grymas, jakiego nikt ze zgromadzonych nie widział u niego przez ostatnie siedem lat nauki. 
- WYNOCHA! W TYM MOMENCIE WSZYSCY MAJĄ SIĘ WYNIEŚĆ! PANNO GRANGER, SZLABAN O ÓSMEJ WIECZOREM! NATYCHMIAST WYJŚĆ! – ryknął. Uczniowie wybiegli z klasy, nie oglądając się za siebie. 
- W mordę hipogryfa, Hermiono! Nigdy wcześniej nie widziałem go tak rozwścieczonego! – wyraził swoje zdanie Harry. 
- Zdajesz sobie sprawę, że nie odjął nawet punktów? – dodał Ron. 
- Wiedziałam, że będzie wściekły. Chyba nie powinnam była pytać czy chce wylizać talerz – przyznała Hermiona, czując się prawie winną, ale przypomniała sobie o szlabanie. 
- Dasz sobie z nim radę na szlabanie? – zatroszczył się Potter. 
- Jest potwornie wściekły! – powiedział rudzielec. 
- Nic mi nie będzie – przekonywała dziewczyna. – No, przecież mnie nie zabije! – Chłopcy nie wyglądali na całkowicie przekonanych. 

*** 

Po kolacji dyrektor przyszedł do Snape’a, który pracował nad eliksirem w swoim prywatnym laboratorium. 
- Jak ci idzie z eliksirem, Severusie? – zapytał. 
- Nie robię takich postępów, jakich mógłbym oczekiwać – warknął wyraźnie zirytowany Snape. – Potrzebuję więcej czasu – powiedział, krzywiąc się nieznacznie. 
- Severusie, wiem, że teraz to dla ciebie ciężki okres i obiecałem, że nie będę się wtrącał dopóki to nie zacznie mieć wpływu na twoją pracę nauczyciela – rzekł Albus. 
- To nie ma wpływu na moje lekcje – wysyczał. – Nie moją winą jest to, że muszę uczyć kretynów, którzy potrzebują niańki nawet przy warzeniu najprostszych eliksirów! 
- Severusie, uspokój się. Wiem, że możesz uczyć. Martwię się po prostu o twój temperament. Zawsze byłeś surowym wykładowcą i pozyskałeś ich szacunek, ale ostatnio chyba zaczynasz go tracić. – Mistrz eliksirów rzucił swojemu pracodawcy wyzywające spojrzenie. - Uważaj na siebie, Severusie – poradził mu Dumbledore. 
Chociaż chciał się spierać z dyrektorem, w głębi duszy Snape wiedział, że starzec ma rację. Tracił panowanie i nad swoim życiem, i nad uczniami, a najgorsze było to, że nie mógł nic z tym zrobić dopóki nie udoskonali eliksiru, nad którym właśnie pracował. 
- Tak, dyrektorze – zadrwił. – A teraz, gdyby był pan tak miły, muszę wrócić do pracy. 
Albus przytaknął i wyszedł dalej martwiąc się o swojego mistrza eliksirów. 

*** 

Kilka godzin później ktoś zapukał do drzwi. 
- Wejść! – warknął. 
Hermiona weszła z wysoko uniesioną głową. Była zdecydowana nie dać mu się upokorzyć, jednak serce waliło jej niczym młot, kiedy podeszła do Snape’a pracującego nad eliksirem. 
- Panie profesorze, ja... – zaczęła, niepewna co powiedzieć, ale mistrz eliksirów odwrócił gwałtownie głowę w jej stronę, spojrzeniem wyzywając ją, by powiedziała jeszcze jakieś słowo, więc zamilkła w pół zdania. 
- Okazała mi pani dzisiaj całkowity braku szacunku, jeszcze nikt nigdy się na to nie odważył – w jego głosie słychać było czystą podłość. – Jako, że jest pani prefekt naczelną, kara powinna być podwójna. Wyczyści pani moje laboratorium od góry do dołu. Bez użycia magii! 
Hermiona skrzywiła się widząc grube warstwy kurzu i brudu, które z pewnością gromadziły się przez wiele długich lat. 
- Pan Filch przyniósł tu wiadro i detergenty specjalnie dla pani – zadrwił, wskazując w stronę gdzie znajdowały się przybory. 
Dziewczyna chwyciła wiadro i nalała do niego wody, po czym dolała trochę środka czyszczącego. Zataszczyła kubeł w drugi koniec laboratorium, by być jak najdalej od pracującego profesora. Zanurzyła szmatę i poczuła, że woda jest zaledwie ciepła. Podniosła głowę, by upewnić się, że Snape nie patrzy, ostrożnie wyciągnęła różdżkę i podgrzała zaklęciem. 
Delikatnie zdjęła z półek wszystkie książki i poukładała na stole, chcąc je później odłożyć dokładnie w tej samej kolejności. Ostatnią rzeczą, której potrzebowała był szlaban otrzymany od Snape’a za wprowadzenie bałaganu w księgozbiorze. 
Mistrz eliksirów kontynuował swoją pracę i ani razu nie spojrzał i nie odezwał się do dziewczyny. Całą swą uwagę poświęcił eliksirowi, co ją zaintrygowało. Chciała wiedzieć nad czym pracuje, ale nie miała odwagi zapytać. 
Po kilku godzinach, zdołała wyczyścić większą część laboratorium tak, że nie było ani jednej plamki. Bolały ją ręce i plecy. Zorientowawszy się, że profesor mówił poważnie, iż nie zamierza jej wypuścić dopóki nie wyczyści całego pomieszczenia, postanowiła sprzątać dalej. 
Po raz dwudziesty zmieniła wodę, przy okazji podgrzewając ją zaklęciem. Podniosła głowę, ale tym razem Snape’a nie było w pomieszczeniu. Ciekawość wzięła górę nad obowiązkiem i zaniosła wiadro w miejsce, gdzie profesor pracował nad swoim eliksirem. Sprzątając, próbowała rzucić okiem na miksturę, która przez ostatnie kilka godzin pochłaniała uwagę mistrza eliksirów. Skrupulatnie sprzątając miejsce przy miejscu zbliżała się powoli do kociołka, co chwilę sprawdzając czy Snape jej przypadkiem nie widzi. Kiedy sprzątnęła podłogę wokół kociołka, zajrzała do niego i zobaczyła nieznaną jej, ciemnozłotą substancję. Zauważywszy notatki leżące obok spróbowała je odszyfrować. 
Kiedy zobaczyła słowa „uszkodzone”, „Crucio” i „nerw” była coraz bardziej zaintrygowana. Dyskretnie wyciągnęła różdżkę i stary kawałek pergaminu z kosza na śmieci. Stuknęła w niego różdżką i zaczęła kopiować słowa notatek. Szybko zwinęła pergamin i wcisnęła go do kieszeni, akurat w tym momencie, w którym profesor wszedł do laboratorium. 
- Co robisz? – wysyczał. 
- Sprzątam, panie profesorze. – Odwróciła się w jego stronę, pokazując mokrą szmatę. 
- Idź sprzątać gdzie indziej – warknął. – Nie wolno ci się tu zbliżać. 
Hermiona przeniosła się w inną część laboratorium, by posprzątać i tam. 
Skończyła dopiero o drugiej nad ranem. 
- Profesorze Snape, już skończyłam – powiedziała, a po głosie słychać było jak bardzo jest zmęczona. Nie spojrzawszy nawet w jej stronę Snape powiedział: 
- Możesz iść. 
Dziewczyna opuściła szybko laboratorium, zanim zdążył dodać cokolwiek. 
Weszła do swojego pokoju i wyciągnęła skopiowane notatki. Była zbyt zmęczona, by je przeczytać, więc schowała je do szkatułki i poszła spać. 

*** 

Następnego ranka Hermiona ziewnęła, siadając przy swoich przyjaciołach w Wielkiej Sali. 
- Co on ci zrobił, Hermiono? Był wściekły albo złośliwy? Jak długo cię tam trzymał? – zatroskała się Ginny, widząc zmęczoną przyjaciółkę. 
- Kazał mi wysprzątać swoje laboratorium od góry do dołu – powiedziała, a grupa wydała z siebie jęk. – Bez użycia magii – dodała, a reszta się skrzywiła. – Ręce bolą mnie tak strasznie, że ledwo mogę nimi poruszać. Następnym razem, kiedy będę chciała pyskować – obezwładnijcie mnie. 
Minął tydzień i Hermiona doszła do wniosku, że nie będzie nadużywać swojego szczęścia, nawet jeżeli Snape nadal będzie podły. Zajęli swoje zwykłe miejsca w klasie eliksirów i czekali aż przyjdzie profesor. 
- Hej, Granger! Jakieś niezapowiedziane przyjęcie urodzinowe? – zapytał Draco z pierwszego rzędu. 
- Nie dzisiaj, Draco – parsknęła. – A co? 
- Miałem nadzieję, że Snape odwoła lekcję – odparł. 
- Nie dzisiaj, panie Malfoy – warknął profesor, który właśnie wszedł do klasy i usłyszał ostatnie zdanie. – Nie mam zamiaru tolerować żadnych wybryków na tych lekcjach. Jeżeli ktokolwiek z was odważy się jeszcze raz powtórzyć to, co wydarzyło się w zeszłym tygodniu, gwarantuję, że dostanie tygodniowy szlaban – rzekł, a kiedy tak stał na przedzie klasy z rękami skrzyżowanymi na piersi w jego głosie wyczuć można było nienawiść. – Jesteście tu po to, żeby się uczyć. Nic więcej. Zapamiętajcie to sobie. – Spojrzał po wszystkich, zupełnie tak, jakby tylko czekał aż ktoś się odezwie, ale uczniowie siedzieli ze spuszczonymi głowami modląc się, aby lekcja skończyła się jak najszybciej. 
Snape spojrzał na Hermionę, która odważnie patrzyła mu prosto w oczy, by pokazać, że się go nie boi. W końcu nauczyciel pierwszy odwrócił wzrok i rozpoczął lekcję. Słuchała każdego słowa i robiła skrupulatne notatki, nie chciała zostać zaskoczona znienacka. 
Kiedy profesor krążył po sali, dziewczyna zauważyła, że jego skóra jest bledsza niż zwykle, a włosy jeszcze bardziej przetłuszczone. Kiedy ją mijał, zauważyła, że Snape wcale nie wydziela żadnej woni, co znaczyło, ze musiał używać zaklęcia, które eliminowało zapachy. Jego ubrania były luźniejsze, tak, jakby stracił ostatnio na wadze. Zastanowiło ją to, ponieważ profesor był pedantyczny jeżeli chodziło o wygląd. Ron zawsze nazywał go „Przetłuszczonym Dupkiem”, ale włosy profesora nigdy nie były przetłuszczone, a jego ubrania zawsze wyglądały na świeżo wyjęte z szafy i wyprasowane. „Nie, coś mi tu nie gra”, pomyślała. Przyglądała mu się jeszcze, kiedy przechodził przez kla... 
- NO WIĘC, PANNO GRANGER – warknął. – Nie mam całego dnia. Jak brzmi odpowiedź? 
Zaskoczył ją. Rozejrzała się po sali i zorientowała się, że odpłynęła na moment myślami. 
- Ja... ja nie wiem, panie profesorze – wyjąkała. 
- Wspaniale – uśmiechnął się szyderczo. – Wreszcie dożyłem dnia, kiedy panna Granger nie zna odpowiedzi na pytanie. 
- Czy mógłby pan je powtórzyć? – zapytała. 
- Myśli pani, że mam czas na powtarzanie w kółko czegoś, co już wcześniej powiedziałem dość wyraźnie? – wysyczał. – Jeżeli nie potrafi pani ujarzmić tego kędzierzawego mopa, zwanego włosami, tak, żeby nie zasłaniał pani uszu i nie ograniczał słuchu, to proponuję się tego nauczyć! 
Przez klasę przeszedł niski jęk i wszystkie oczy zwróciły się w stronę Hermiony. Kilka lat temu, w takiej sytuacji dziewczyna uciekłaby z klasy z płaczem, ale wojna ją zahartowała. Wstała i oparła się dłońmi o ławkę patrząc gniewnie na profesora. 
- Jak pan śmie? – warknęła. – Jak pan śmie kpić z mojego wyglądu tylko dlatego, że nie usłyszałam pańskiego pytania? 
Klasa zamarła w bezruchu i czekała na rozwój wypadków. Hermiona natomiast kontynuowała: 
- Ja przynajmniej codziennie myję moje włosy. Może chciałby pan pożyczyć trochę szamponu, profesorze Snape? 
Reszcie klasy dech zaparło ze zdziwienia i wszyscy pochowali się pod ławkami czekając tylko na to, aż kłócąca się para wyciągnie różdżki. 
- PANNO GRANGER, PROSZĘ SIĘ WYNIEŚĆ Z MOICH LEKCJI! CHCĘ PANIĄ WIDZIEĆ W MOIM LOCHU DZIŚ WIECZOREM. ROZPOCZNIE PANI TYGODNIOWY SZLABAN! – ryknął Snape. 
Hermiona zebrała swoje książki, cały czas patrząc w oczy profesora. 
- Postaram się przynieść szampon. – Uśmiechnęła się złośliwie i wyszła. 
Maszerowała korytarzem, trzęsąc się z powodu tego, co właśnie miało miejsce. Nigdy w swoim życiu nie odezwała się do nauczyciela w ten sposób. Łzy same płynęły jej z oczu, i dalej po policzkach. Przyspieszyła kroku, chciała jak najszybciej dotrzeć do swojego pokoju. 
Kiedy już się wypłakała, usiadła na łóżku i próbowała zrozumieć swoje zachowanie. Jeszcze raz oceniła każdą sytuację, która doprowadziła ją do takiego, a nie innego stanu i doszła do wniosku, że wszystkiemu winien jest Snape. Wracając myślami do swojego pierwszego szlabanu, przypomniała sobie o notatkach, które skopiowała i wydobyła je ze swojej szkatułki. 
Mówiły o eliksirze, który miałby w jakiś sposób zniwelować lub całkowicie zwalczać efekty po klątwie Cruciatus. Przeczytała listę ingrediencji, przypominając sobie ich właściwości. Kilku z nich nie rozpoznawała. Patrząc na zegarek, zobaczyła, że lekcja eliksirów trwać będzie jeszcze godzinę, więc wybrała się do biblioteki. Jako prefekt naczelna miała kilka dodatkowych przywilejów, w tym dostęp do działu zakazanego.